Hej Kochani!
Wielokrotnie wspominałam Wam, że nie jestem fanką
rozświetlaczy. Jako posiadaczka cery tłustej, jakikolwiek dodatkowy błysk jest
u mnie niewskazany, ponieważ skóra sama z siebie prędzej, czy później zaczyna
się świecić.
Pierwszym rozświetlaczem, który potrafiłam tolerować,
którego efekt wręcz podobał mi się na twarzy, to właśnie propozycja od My
Secret- Princess Dream. Ten produkt nie ma żadnych drobinek brokatu. Na twarzy
daje bardzo delikatną, jakby mokrą taflę, która delikatnie odbija światło. Cena
regularna tego produktu to 15,99. Dostaniemy go w drogeriach Natura. Jakiś czas
temu firma wypuściła jeszcze jeden rozświetalcz w odcieniu Sparkling Beige.
Oczywiście cena i dostępność taka sama jak w poprzednim przypadku. Czy jednak
oba rozświetlacze są tak samo dobre? Czym się różnią? Zapraszam dalej!
PRINCESS DREAM to rozświetlacz o zdecydowanie ciepłym,
złotym odcieniu. Produkt tworzy na buzi piękną, jakby mokrą taflę, która ładnie
odbija światło i delikatnie błyszczy się na twarzy. Ten rozświetlacz nie ma
żadnych drobinek, jest produktem wypiekanym, którym na pewno nie zrobimy sobie
krzywdy. Efekt na skórze jest subtelny,. Chyba nie można nałożyć tego produktu
zbyt dużo, czy przesadzić z nim.
Jeżeli chodzi o trwałość- u mnie utrzymuje się on kilka godzin, w zależności od
kondycji mojej tłustej cery. Jeśli wydziela ona zbyt dużo sebum, jestem
zmuszona częściej odciskać je w chusteczkę, czy ręcznik papierowy, przez co
rozświetlacz jest mniej widoczny i ściera się z twarzy.
SPARKLING BEIGE to również wypiekany produkt. Tym razem mamy
do czynienia z odcieniem bardziej szampańskim, chłodniejszym od swojego
poprzednika, jednak na pewno nie jest to typowy „zimny” rozświetlacz. Kolor
jest raczej neutralny, pasujący i do tych bardziej ciepłych, i chłodnych typów
urody i makijaży. Bardzo nieoczywisty- lekko srebrny, delikatnie różowy,
naprawdę ciężko go opisać. Tak jak Princess Dream, Sparkling Beige również nie
posiada żadnych drobinek brokatu i również na twarzy wygląda jak piękna, mokra
tafla, odbijająca światło, nadająca buzi blasku. Z tym produktem także nie da
się przesadzić, jest bardzo subtelny i elegancki. Trwałość równie dobra.
Podsumowując, obydwa te rozświetlacze są naprawdę godne
uwagi. Przełożenie ceny do jakości jest wręcz nieadekwatne- produkt wygląda jak
naprawdę wysokopółkowy kosmetyk, a kosztuje niecałe 16zł. Obydwa kolory są
piękne, jednak pokuszę się o stwierdzenie, że to jednak Sparkling Beige
będzie bardziej uniwersalny i będzie wyglądał rewelacyjnie niezależnie od typu
urody. Chociaż z drugiej strony, efekt rozświetlacza jest na tyle subtelny, że
nawet u tych chłodniejszych osób, Princess Dream nałożony w odpowiedniej ilości
będzie wyglądał genialnie.
Z mojej strony to wszystko na temat tych produktów.
Koniecznie dajcie znać w komentarzach, czy macie i lubicie kosmetyki z My
Secret? Jestem też ciekawa, czy w ogóle lubicie używać produktów
rozświetlających na co dzień?
Bardzo dziękuję Wam za uwagę. Oczywiście zachęcam do
obserwowania bloga, instagrama @maginspires >>KLIK<< oraz fanpage’a
na facebooku >>KLIK<<. Tymczasem żegnam się z Wami, do
zobaczenia już niebawem!
Buziaki,
M.
Ja używam teraz z Lovely rozświetlacz.
OdpowiedzUsuńdla mnie ten z lovely ma za duzo drobinek brokatu, ktorych ja akurat nie lubię na twarzy
UsuńPrincess Dream to mój ideał :D Tani, mega wydajny i przepiękny :D Jestem uzależniona od tego kosmetyku ;)
OdpowiedzUsuńw takim razie koniecznie poluj na ten drugi kolor, też na pewno Ci się sprawdzi! ;)
UsuńPrzepiękne rozświetlacze :) Dla mnie zdecydowanie wygrywa Sparkling Beige :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Przyznaję, że u mnie ostatnio też ten kolor częściej gości na twarzy, pozdrawiam :)
UsuńAż dziw, ale nie miałam okazji wypróbować !!! Napewno kupię !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i obserwuję
http://wear-owska.blogspot.com/
koniecznie wypróbuj, serdecznie polecam :*
Usuń