środa, 30 listopada 2016

Poręczne kosmetyki, czyli jak nie zapchać torebki

Poręczne kosmetyki, czyli jak nie zapchać torebki
Hej! Do napisania tego postu zainspirował mnie pewien filmik na YouTube, w którym dwie przyjaciółki opowiadają o zawartości swoich torebek. Dziewczyny w pewnym momencie wyjmują ogromne kosmetyczki, w których mieści się cała gama przeróżnych kosmetyków- przez szminki, pudry, bronzery i róże, aż po spray'e utrwalające makijaż. Oczywiście w torebkach miały również całą gamę pędzli oraz różnych preparatów do ciała, włosów i paznokci. Czy tylko ja uważam, że to już (mówiąc bardzo delikatnie) LEKKA przesada?

Podejrzewam, że w tej kwestii autorytet ze mnie żaden. Zazwyczaj maluję się rano przed wyjściem i w ciągu dnia nic nie "domalowuję" ani nie poprawiam. Jednak jest kilka takich produktów, które zwykle mam w torebce lub plecaku, które zajmują bardzo mało miejsca, a jednak czasem się przydają. Tym z Was, które jednak mają o wiele większe potrzeby, zaproponuję prostsze rozwiązania, które nie pochłoną aż tyle miejsca.

NIEZBĘDNIKI:
Balsam do ust
Możecie wrzucać do torebki milion szminek, pomadek, ale żadna z nich nie zastąpi najzwyklejszego balsamu nawilżającego. Nieważne, czy przyjmuje on formę pomadki, czy słoiczka. Zajmuje minimalną ilość miejsca, nie musicie specjalnie dobierać koloru. Pamiętajcie, że jeśli nie wrzucicie do torebki szminki i nie macie czym poprawić jej w ciągu dnia, zawsze można delikatnie ją zmyć, zastępując właśnie balsamem.

Korektor/ puder
Czyli coś, bez czego nie wyjdą z domu zwłaszcza osoby zmagające się z trądzikiem. Jeśli chodzicie jeszcze do szkoły, pewnie znacie ten ból, kiedy po w-fie, pryszcz, którego tak pieczołowicie zakryłyście w domu, ponownie świeci swoim blaskiem. Tutaj ustępstw nie ma- korektor jest niezbędny. Nieważne, ile zajmie miejsca. Ważne, żeby krył. Jeśli chodzi jednak o puder, które wiele z nas również musi mieć przy sobie przez całą dobę, zdecydowanie polecam te, które można nakładać gąbeczką (nawet tą dołączoną), żeby nie trzeba było dodatkowo targać masy pędzli.
Bardzo dobrym rozwiązaniem są multifunkcyjne produkty. Moim totalnym ulubieńcem jeśli chodzi o tę kategorię jest produkt z Soap& Glory- Kick Ass Concealer (zdjęcie poniżej), który niestety, dostaniecie tylko w UK. Ten kosmetyk jest bardzo mały rozmiarem, a zawiera w sobie aż trzy produkty- korektor pod oczy, korektor na cerę oraz puder z mini gąbeczką. Jeśli macie możliwość- koniecznie wypróbujcie!

Żel antybakteryjny
U mnie to must have. Te żele zajmują naprawdę mało miejsca, a naprawdę odświeżają dłonie, kiedy nie mamy dostępu do wody i mydła. Zawsze używam go zwłaszcza po podróżowaniu komunikacją publiczną. Cena takich produktów zaczyna się od około 5zł.

Krem do rąk
To, czy nosicie przy sobie krem do rąk, czy nie, jest sprawą indywidualną. Ten produkt zajmuje jednak ciut więcej miejsca. U mnie jednak jest to niezbędnik, zwłaszcza w porze zimowej, kiedy moje dłonie są o wiele bardziej przesuszone. Warto nadmienić, że wysuszająco działają także żele antybakteryjne, więc warto stosować je w zestawie z kremem.

Pozostałe: długopis, chusteczki higieniczne, podpaska
Nieważne, czy jesteście studentami, uczniami, czy pracujecie. Nie znasz dnia ani godziny, kiedy przyda Ci się długopis :D. Jeśli zaś chodzi o pytanie "masz chusteczkę?", to chyba każdy z nas słyszał i zadawał je nagminnie. Kochani, chusteczki to podstawa! Podobnie jak podpaska. Umówmy się, miesiączka to nie jest temat tabu. A niestety czasami nas zaskakuje. Starajcie się zawsze mieć tę jedną awaryjną podpaskę przy sobie- może to uratować albo Was, albo Wasze znajome.

Z CZEGO MOŻNA ZREZYGNOWAĆ?
Tona kosmetyków do makijażu
Dziewczyny, zanim wrzucicie do torebki podkład, róż, rozświetlacz, bronzer i milion pędzli zastanówcie się... czy jest to Wam potrzebne? Jeżeli nie wychodzicie z domu na więcej niż 10h, nie wybieracie się wieczorem na żadne większe wyjścia, to po co zajmować miejsce? Według mnie ładowanie całej kolorówki usprawiedliwione jest tylko wtedy, kiedy wychodzimy z domu rano (do pracy, na uczelnię, do szkoły) i wiemy, że nie zdążymy do niego wrócić przed jakąś większą imprezą. Wtedy możemy "domalować się" i poprawić makijaż gdziekolwiek indziej. A wiadomo, że zwłaszcza do szkoły nie możemy się mocniej pomalować przed wyjściem. Myślę, że "fixery' do utrwalenia makijażu pozostawię bez komentarza.

Szczotka do włosów?
Dałam znak zapytania, ponieważ czasami sama czasem wrzucam ją do plecaka, czy torebki. Jeśli jednak wiatr nie zrywa czapki z głowy, a ja nie mam żadnego ważniejszego spotkania, wystarczy mi zwykła gumka do włosów na nadgarstku. W razie potrzeby po prostu związuję włosy w kucyk i zaoszczędzam miejsce.

Akcesoria do paznokci
W tej kwestii- nie oceniam. Dopóki nie zaczęłam stosować hybryd sama zawsze miałam pod ręką pilniczek. Sądzę jednak, że jest to wystarczające minimum. Po co Wam cały przybornik? Niektóre dziewczyny noszą też oliwki do skórek. Czy nie lepiej zainwestować w bardziej nawilżający krem do rąk, skoro i tak macie go w torebce?

Perfumy
Nie potrafię zrozumieć osób, które zawsze noszą przy sobie ogromną buteleczkę perfum. Jeśli lubicie mieć zapach w torebce, świetnie sprawdzą się miniaturki, które można dostać podczas zakupów w perfumerii. Super rozwiązaniem jest również kupno malutkiej fiolki, którą dostaniecie np. w Sephorze. Można do niej przelać kilka mililitrów ulubionych perfum i nie musicie nosić całej, ciężkiej butelki.

Kochani, prawda jest taka, że to, co nosimy przy sobie jest kwestią uznania. Podsumowując dzisiejszy post, chciałabym podkreślić, że zanim wrzucimy sobie milion pierdół, które będziemy musiały później dźwigać, zastanówmy się, czy w ogóle będzie nam to potrzebne. Jeśli idziecie tylko do szkoły/ pracy, raczej nie przyda się Wam cała kolorówka, którą wykonujecie makijaż. Oczywiście, do torebki trafiają różne inne niezbędne przedmioty. Ja zawsze wrzucam butelkę wody, gumę do żucia i "zeszyt do politechniki" (bo zwykle wychodzę na zajęcia).
Dajcie znać, bez czego Wy nie wyobrażacie sobie Waszej torebki lub plecaka w komentarzach poniżej! Jak zwykle zapraszam do obserwowania bloga oraz instagrama @maginspires >>KLIK<< .
Do zobaczenia niebawem!
M.

PS Jest nas aż 101! Wiem, że inne blogi mają po kilkanaście tysięcy obserwatorów, jednak dla mnie, po kilku miesiącach blogowania, po ogromnych lukach, które siłą rzeczy pojawiały się w publikacji, jest to ogromny sukces <3 Co powiecie na jakiś konkurs z super nagrodami? Oczywiście będzie on zorganizowany dla osób obserwujących bloga, więc tym bardziej zachęcam Was do stałej subskrypcji <3 
Koniecznie dajcie znać, co chciałybyście wygrać! 

instagram.com/maginspires

poniedziałek, 28 listopada 2016

Drogeryjne plastry na wągry i zaskórniki, które działają!

Drogeryjne plastry na wągry i zaskórniki, które działają!
Hej wszystkim!
Dzisiaj temat interesujący nie tylko dla dziewczyn. Myślę, że wielu facetów również powinno przeczytać ten post :) Od dawien dawna na rynku dostępne są przeróżne plastry na nos, na brodę, na czoło, które mają za zadanie wyciągać czarne kropki (w raz z zawartością) z naszej twarzy. Jeśli chodzi o mnie, przetestowałam już sporo tego typu produktów różnych firm, z różnych półek cenowych. Pamiętam, że pierwsze plastry były z firmy Marion i nie robiły kompletnie nic. Później sięgałam głównie po rozsławione plasterki, które można było kupić w Douglasie. Kosztowały dużo więcej od swoich poprzedników, jednak efekt był niewiele lepszy.
Jakiś czas temu, koleżanka poleciła mi plastry, które można dostać w Rossmanie, w cenie około 6,90 za dwie sztuki. Zaopatrzyłam się w dwa opakowania płatków na nos oraz w jedno opakowanie tych na czoło i brodę (ponieważ taka opcja też istnieje). Powiem Wam, że efekt jest rewelacyjny! Zanim zdradzę Wam co to za produkt, uprzedzam, że zdjęcia z efektami ich działania mogą dla niektórych być obrzydliwe, więc jeśli jesteście mocno wrażliwi/ wyczuleni lub akurat spożywacie jakiś posiłek, zastanówcie się, czy chcecie to oglądać :)
Produkt o którym mowa, to GŁĘBOKO OCZYSZCZAJĄCE PLASTRY z DERMO PHARMA+ Skim Repair Expert. W ramach jasności- nie jest to post sponsorowany, te plastry są naprawdę świetne. Ogromny plus za dostępność- kupimy je w każdym Rossmanie za niecałe 7zł. Tak jak każdy produkt tego typu, naklejamy je na oczyszczoną, zwilżoną wodą skórę twarzy. Po 15 minutach odklejamy plaster, na którym zostaje większość zaskórników. Trzeba jednak przykleić go dokładni, raz i konkretnie. W innym wypadku niestety, ale zmarnujemy plaster.
Dla osób o mocnych nerwach załączam efekty działania plasterków :)

Kochani, jak widzicie, ten post był dość treściwy. Jestem bardzo ciekawa, jakie są Wasze ulubione plastry oczyszczające? Ja następnym razem wypróbuję takie cudo:
 Koniecznie podzielcie się ze mną Waszymi faworytami w komentarzach! Zachęcam również do obserwowania bloga (prawy górny róg) oraz instagrama @maginspires >>KLIK<<. Widzimy się już za parę dni z ulubieńcami listopada!
instagram.com/maginspires

Do zobaczenia,
M.

poniedziałek, 21 listopada 2016

Jak uratować pokruszony kosmetyk? Czy to naprawdę działa?

Jak uratować pokruszony kosmetyk? Czy to naprawdę działa?
Hej! Pisząc to jestem bardzo podekscytowana, ponieważ właśnie zabieram się za próbę odratowania cudnego bronzera (a właściwie różu) z NYX, który niestety nie przetrwał biegu w Londynie i pokruszył się jeszcze w plecaku (widać jest to bardzo delikatny produkt). Chodziłam za tym produktem po kilku sklepach, w końcu udało mi się go dostać, a tu taka klapa.
Ostatnimi czasy obejrzałam kilkanaście tutoriali jak można naprawić szkodę i przywrócić kosmetykowi dawny kształt. Jestem bardzo ciekawa, czy ten sposób faktycznie działa i czy kosmetyk nie straci przez to swoich właściwości?
POTRZEBUJEMY:
  • pacjenta, czyli w moim przypadku jest to pokruszony bronzer,
  • alkoholu (spokojnie, nie do picia ani znieczulenia :D)- najlepiej wybrać spirytus salicylowy, który dostaniecie w każdej aptece za jedyne 2zł,
  • narzędzia tortur- u mnie sprawdził się zwykły, plastikowy nożyk,
  • opcjonalnie małego naczynia, jeżeli tak jak u mnie, opakowanie Waszego produktu jest dość małe,
  • dużo ręczników papierowych, żeby nie ubrudzić wszystkiego dookoła.
CO DALEJ:
  1. Stolik, na którym przebiegnie całe przedsięwzięcie nakrywam ręcznikami papierowymi. Pudrowe kosmetyki mają skłonność do pylenia i brudzenia okolicy.
  2. Opcjonalnie- mój produkt ma dosyć małe opakowanie i wykonując kolejne kroki właśnie w oryginalnym pojemniczku byłoby mi bardzo niewygodnie i podejrzewam, że ciągle coś by z niego wypadało. W związku z tym przesypuję zawartość opakowania na mały talerzyk i tępą stroną nożyka jeszcze bardziej staram się je pokruszyć.
  3. Kiedy już totalnie zmasakruję resztki kosmetyku, sięgam po spirytus salicylowy i dolewam kilka kropel, mieszając go z bronzerem. Robię to do momentu uzyskania jednolitej masy.
  4. Zawartość talerzyka przekładam z powrotem do opakowania, gdzie staram się uformować jakiś kształt i ładnie je wypełnić. To co powstało zostawiam na jakiś czas do wyschnięcia. 

Zanim produkt wyschnie, podzielę się z Wami moimi przemyśleniami. Po pierwsze, ten spirytus ma dość intensywny zapach (co raczej nikogo nie dziwi). Mówiąc krótko- śmierdzi jak cholera. Ciekawi mnie, czy ten zapach się w jakiś sposób ulotni, czy nie. Kwestią sporną w oglądanych przeze mnie filmikach była też kwestia formuły i pigmentacji kosmetyku po przeprowadzeniu takiego 'zabiegu'. Niektóre dziewczyny od razu po wyschnięciu stosowały kosmetyk jak zwykle i miał on super jakość i pigmentację. Inne zaś twierdzą, że należy zdrapać wierzchnią warstwę pudru, po czym będzie on zupełnie taki, jak przed naprawą i raczej ku tej drugiej wersji bym się skłaniała. A Wy jak obstawiacie? 
REZULTATY
Zostawiłam produkt na całą noc. Rano nie czułam już od niego zapachu spirytusu, co mnie bardzo ucieszyło. Okazało się jednak, że zdrapanie wierzchniej warstwy pudru jest niezbędne, żeby uzyskać jakąkolwiek formułę i pozbyć się takiego... śliskiego nalotu. Tak jak poprzednio, zrobiłam to przy pomocy plastikowego nożyka. Pigmentacja i formuła po przeprowadzeniu całego zabiegu są naprawdę zadowalające . Co prawda uformowana przeze mnie masa nie jest tak ładna, równa i idealna, jak była na początku, mogłam się do tego bardziej przyłożyć- to prawda, ale mimo wszystko cieszę się, że znowu mam świetny produkt, który jest w całości i nie muszę go wyrzucać. 
Kochani, koniecznie dajcie znać, czy kiedyś robiliście takie eksperymenty na kosmetykach i jak się u Was sprawdziły? Jeśli macie jakiś pokruszony pudrowy kosmetyk, którego żal Wam wyrzucać, jednak z oczywistych powodów nie możecie z niego korzystać, bardzo polecam tę metodę. Sprawdziłam na sobie- to nie boli, trwa chwilę i naprawdę się opłaca.
Zachęcam Was do śledzenia bloga! 
Dajcie znać, co chcielibyście wygrać w konkursie z okazji 100 obserwacji <3
Buziaki,
M. 

piątek, 18 listopada 2016

Najładniejsze pomadki w odcieniach nude i brązu

Najładniejsze pomadki w odcieniach nude i brązu
Hej dziewczyny!
Ostatnio bardzo modne stały się usta w brązowych odcieniach, zapewne dzięki Kylie Jenner. Ja osobiście przyznaję, że bardzo podoba mi się taka stylistyka, a pomadki w odcieniach nude "gromadzę" już od ponad roku. Dzisiaj chciałabym Wam pokazać moim zdaniem najładniejsze kolory, o różnych wykończeniach, z różnych półek cenowych. Będą szminki, kredki, konturówki, płynne pomadki, itp. Gotowe? Zaczynamy! 
Część z produktów, które dzisiaj Wam pokazuję, miałyście już okazję widzieć w poście Zamienniki kultowej pomadki MAC- Velvet Teddy >>KLIK<<. Poza tą jedną pomadką, pozostałe propozycje należą do niskiej, drogeryjnej półki cenowej. Kochane, nie zwracajcie zbytniej uwagi na stan mojej cery i ust. Od dłuższego czasu próbuję dojść z tym do ładu ;)  Nie krzyczcie też na mnie za "staranność" malowania ust- jakoś ostatnio też mi to nie wychodzi :D
Od lewej: Lovely- K Lips w odcieniu 04 Neutral Beauty (płynna pomadka), Lovely- K Lips w odcieniu 04 Neutral Beauty (konturówka), Golden Rose- konturówka Dream Lips nr 501, P2- konturówka nr 010 nude, Essence- konturówka nr 011 in the nude, Golden Rose- matowa pomadka w kredce nr 18, MAC- Velvet Teddy, Wibo- Juicy Color Lipstick (nowe odkrycie, pomadka i balsam do ust 2 w 1 z masłem shea), Rimmel- Moisture Renew Lipstick nr 720 Nothing Hill, NYX- soft matte lip cream nr 16 Cairo, NYX- soft matte lip cream nr 09 Abu Dhabi.
Kochane, mam nadzieję, że wśród tylu propozycji znalazłyście coś dla siebie! Koniecznie dajcie znać, czy również jesteście fankami odcieni nude i jacy są Wasi faworyci w tej kwestii. Tradycyjnie zachęcam do dzielenia się swoimi uwagami w komentarzach oraz do obserwowania bloga oraz instagrama @maginspires >>KLIK<<, gdzie będziecie na bieżąco i ze mną, i z różnymi nowinkami kosmetycznymi!
Do zobaczenia, 
M.

niedziela, 13 listopada 2016

K LIPS od Lovely- recenzja+ swatche wszystkich kolorów!

K LIPS od Lovely- recenzja+ swatche wszystkich kolorów!
Cześć dziewczyny!
Jakiś czas temu, kiedy na rynek weszły słynne pomadki od Kylie Jenner, cały świat wręcz oszalał. Celebrytka informowała na swoim instagramie o kolejnych dostawach, które rozchodziły się jak świeże bułeczki. Dziewczyny "koczowały" na stronie, żeby tylko "upolować" upragnione Lip Kit'y. Koszt zestawu, tzn. konturówki oraz matowej pomadki w tym samym odcieniu to $29.00, czyli niecałe 120zł, nie wliczając kosztów przesyłki oraz cła.
Od tamtej pory powstało wiele podróbek oraz zamienników. Jednym z nich jest nasza polska propozycja, czyli K Lips firmy Lovely.
K Lips dostaniemy w Rossmannie w cenie 19,99zł. Jeśli chodzi o design oraz sam skład zestawu, sądzę, że stwierdzenie, iż Lovely "inspirowało się" produktem Kylie jest wręcz... niewystarczające. Rossmanowska propozycja jest zapakowana w podobne, podłużne pudełeczko, sam wzór na opakowaniu jest oczywiście inny (pamiętajmy, że nie jest to podróba), jednak wnętrze, czyli konturówka+ matowa pomadka w płynie- pozostaje bez zmian. Myślę, że design samych produktów również jest bardzo "inspirowany" oryginałem.

Kolory są lekko przekłamane, zdjęcie zostało zrobione w sklepie przy sztucznym oświetleniu
Lovely oferuje 5 zestawów kolorystycznych. Na mojej dłoni widzicie kolejno numery 1, 2, 5, 3, 4.
1 Sweety- cukierkowy, acz mocny odcień różu. Nie jest to jasny, delikatny kolor. Odcień mocno intensywny, może trochę lalkowy.
2 Pink Poison- według mnie to najlepsza propozycja wśród róży. Mocny, ciemny, delikatnie wpadając jednocześnie w brąz oraz fiolet.
5 Lovely Lips- odcień ciemniejszy od Sweety, jaśniejszy od Pink Poison. Delikatnie brudny róż, jednak nie jest tak mocny jak typowe kolory tego typu.
3 Milky Brown- ciepły, ciemny brąz. Kolor dosyć nietuzinkowy.
4 Neutral Beauty- typowy odcień nude. Nie posiada różowych podtonów. Zdecydowanie wpada w jasny, lekki brąz.

Jako,  że posiadam zbyt dużą ilość produktów do ust, oczywiście nie odmówiłam sobie przetestowania i tego zestawu. Jednak z ciężkim sercem zdecydowałam się tylko na jeden kolor. Moim wyborem okazał się Neutral Beauty. Ostatnimi czasy stawiam właśnie na delikatne usta w odcieniach nude i brązu. W chwilową odstawkę poszły róże oraz czerwienie.

RECENZJA
Opakowanie niezbyt mi się podoba. Nie lubię motywów laleczek, gwiazdek na kosmetykach, pewnie wynika to z faktu, że produkt wygląda wtedy, jakby przeznaczony był dla dzieci, a sama nie do końca popieram ideę malowania się dziewczynek. Nie oceniajmy jednak książki po okładce. Konturówka K Lips jest zbliżona jakością do pozostałych konturówek Lovely (np. perfect line). Ma naprawdę przyjemną konsystencję, delikatnie woskową, sunie po ustach jak masełko. Z kolei pomadka, w przeciwieństwie do innej tego typu propozycji tej firmy- Extra Lasting- również zasycha na kompletny mat, aczkolwiek trwa to ciut dłużej, jednak na plus tego produktu jest to, że w przeciwieństwie do Extra Lasting, nie ma klejącego wykończenia. Produkt nie jest wyczuwalny na ustach.
Sama konturówka
Konturówka+ pomadka (tak, wiem, że jest krzywo, ale i tak siedziałam w domu :D)
Po około 3 godzinach noszenia na ustach tych produktów nie zauważyłam ogromnej różnicy w porównaniu do momentu aplikacji. Na minus przemawia to, że na pewno delikatnie przesusza usta i wchodzi w zagłębienia, co nie zawsze wygląda estetycznie. Dlatego radziłabym nosić ten produkt tylko wtedy, kiedy nasze usta są ładne, nawilżone i w stanie idealnym. Po 4 godzinie zdecydowałam się na obiad. Padło na spaghetti, czyli danie, które najlepiej weryfikuje w jaki sposób "zjada się" pomadka. Biorąc w poprawkę fakt, iż wybrałam dość jasny, naturalny kolor, po zjedzeniu obiadu i wypiciu herbaty, gdybym nie przyjrzała się dokładnie w lusterku, nie widziałabym ogromnej różnicy. Oczywiście, pomadka starła się od środka, jednak w zewnętrznych częściach ust sądzę, że jej pogorszona kondycja wynikała bardziej z czasu, który upłynął i nieidealnej kondycji moich ust.


Podsumowując, uważam, że K Lips nie jest propozycją innowacyjną ani odkrywczą, mimo, iż poza designem, który nie trafia w mój gust, naprawdę niewiele mogę tym produktom zarzucić. Fajne jest to, że za 20zł dostajemy pomadkę i dobraną do niej konturówkę. Utrzymuje się w porządku, zjada się również bez zarzutów, nie przesusza ust bardziej niż inne produkty tego typu. Jednak tak jak powiedziałam, nie jest to żadna nowość na rynku. Jeśli macie inne płynne pomadki do ust, chociażby z Wibo, czy Golden Rose, to K Lips na pewno nie zatrzęsie Waszym kosmetycznym światem. Za to kolory, które oferuje Lovely są naprawdę śliczne i niektórych z nich wcześniej nie spotkałam. 
Kochani, nie zrozumcie mnie źle, według mnie ten produkt w pełni zasługuje na 5, biorąc pod uwagę jego przeznaczenie, jakość, trwałość, komfort noszenia i wszystkie inne aspekty. Po prostu nieudolnie staram się przekazać, że biorąc pod uwagę ilość produktów tego typu, K Lips nie jest niezbędnikiem w Waszej kosmetyczce. Jeśli macie już swoją ulubioną matową pomadkę i dobrze dobraną do niej konturówkę, a kolory, które proponuje Lovely niezbyt do Was przemawiają, to nie kupujcie nic na siłę. A piszę to, ponieważ wiem, że ostatnio zapanował ogromny szał na te produkty i dziewczyny wręcz wyrywają je sobie z rąk, kiedy napotkają jakiś niedobitek w drogerii. 

Tym miłym akcentem żegnam się z Wami. Do mojej kolekcji trafił kolejny fajny produkt :) 
Jak zwykle, zanim skończę, zachęcam Was do obserwowania bloga. Dajcie znać, czy macie już K Lips lub czy zamierzacie go nabyć? Na koniec oczywiście odsyłam na mój blogowy instagram @maginspires >>KLIK<<, gdzie będziecie ze mną na bieżąco.
Buziaki!
M.

sobota, 12 listopada 2016

Kosmetyki, które u mnie się nie sprawdziły- Buble #3

Kosmetyki, które u mnie się nie sprawdziły- Buble #3
Hej dziewczyny! 
Bardzo mi przykro, że czas oczekiwania na ten post się przedłużył. Co prawda planowałam dla Was test K Lips od Lovely, brakuje mi jednak jednego zdjęcia i będąc w rodzinnym domu postanowiłam zrobić porządki w kosmetykach i tym samym pozbyć się produktów, które kompletnie się u mnie nie sprawdziły. Tym razem więcej będzie pielęgnacji, chociaż z zadowoleniem przyznaję, że produkty do tego posta zbierałam naprawdę długo. Co oznacza dla mnie, że robię coraz bardziej przemyślane zakupy kosmetyczne.
NIVEA- żel do mycia twarzy Aqua Effect
Jest to żel polecany cerze mieszanej i tłustej z problemami trądzikowymi. Nowa formula zawiera mikrogranulki, które działają na zasadzie peelingu. Dzięki temu produkt ma idealnie oczyszczać naszą twarz. Niestety, ale odniosłam wrażenie, że żel Nivea jest kompletnym przeciwieństwem tego, co przed chwilą napisałam. Twarz wcale nie jest oczyszczona, efekt peelingu nie działa, a skład wywołuje na mojej twarzy wysyp trądziku. Niestety, ale muszę wyrzucić produkt zużyty w 1/3. Na szczęście, po jego odstawieniu, cera zaczęła wracać do normy.
GARNIER- odświeżające mleczko do demakijażu Essentials
Mleczko do demakijażu twarzy i oczu. Osobiście preferuję wody micelarne, jednak chciałam wypróbować czegoś innego. Niestety, ale to mleczko zmywa makijaż dość mozolnie, jednak po jakimś czasie i kilkunastu straconych wacikach, twarz jest oczyszczona. Problem zaczyna się w momencie, kiedy chcemy z pomocą tego produktu zmyć makijaż oczu. Próba pozbycia się tuszu, kończy się wyrwanymi rzęsami. Zaś każde przyłożenie wacika nasączonego mleczkiem w okolice oczu kończy się podrażnieniem i pieczeniem. Nie polecam tego produktu.

STARA MYDLARNIA- Olejek do twarzy z witaminą C
Produkt ten stosowałam na noc, wcierając go w twarz i szyję. Po jakimś czasie zauważyłam, że skórze na mojej twarzy brakuje nawilżenia, z kolei skóra na szyi, zaczęła się wręcz łuszczyć. Okazało się, że zwykły balsam "naprawia" efekty stosowania tego olejku. W trakcie jego używania miałam również nasilony trądzik, czego z początku kompletnie nie skojarzyłam z tym produktem. Jednak cera zaczęła się normalizować zaraz po jego odstawieniu. Szkoda tylko, że zdążyłam użyć prawie całą buteleczkę.
RIVAL DE LOOP- krem pod oczy 24h Hydro- Komplex
Tego produktu używałam prawie rok temu. Myślę, że do nawilżenia nie mogę się przyczepić. Bardziej chodzi tu o formułę produktu. Stosowanie na dzień kompletnie odpada- nałożony w minimalnej ilości nie wchłania się w twarz, a próba wklepania w niego korektora kończy się łuszczeniem. Podobnie jest jeśli nałożymy go na noc i niedokładnie zmyjemy twarz rano. Mam wrażenie, że produkt nie wchłania się, przez co nie jestem w stanie stwierdzić, czy ma jakiekolwiek działanie.
MAYBELLINE- krem BB Dream Fresh
Myślałam, że ten produkt jest już wycofany ze sprzedaży, jednak ostatnio znalazłam go w sklepie, więc postanowiłam napisać również o tym produkcie. Kupiłam go bardzo dawno temu, kiedy jeszcze nie stosowałam podkładów i miałam problemy z trądzikiem. Krem miał wyrównywać koloryt skóry, delikatnie ją matowić. Dodatkowo SPF 30 pozwalał nie nakładać pod niego żadnego kremu (czego wtedy i tak nie robiłam). Niestety, krem ma zerowe krycie, nałożony na twarz nie daje kompletnie żadnego efektu. Gdyby nie mocno błyszczące wykończenie, nie wiedziałabym, że nałożyłam cokolwiek na twarz. Dodatkowo konsystencja jest mocno leista, przez co wszystko dookoła jest brudne. Jeśli chcecie wyglądać jak bombki choinkowe- serdecznie polecam ten produkt.
MY SECRET- cienie do powiem Double Effect
Te cienie są prześliczne. Kiedy sprawdzałam kolor na dłoni w sklepie byłam dosłownie zakochana. Zdecydowałam się na dwa produkty z tej serii. Czar prysł, kiedy próbowałam zrobić makijaż z użyciem tych cieni. Na powiekach nie było widać żadnego koloru- tylko brokat. Konsystencja okazała się dosyć sucha, przez co brokat osypuje się na tyle, że w ciągu dnia mamy go na całej twarzy. Szkoda, ponieważ matowe cienie tej firmy są genialne.

Kochani, z mojej strony byłoby na tyle. Mam nadzieję, że nie miałyście nigdy tych produktów, a jeśli tak- oby u Was sprawdziły się lepiej niż u mnie. Jestem bardzo ciekawa, jakie produkty nie sprawdziły się u Was- koniecznie dajcie znać, czego powinnyśmy unikać! 
Jak zwykle zachęcam Was do komentowania oraz obserwowania bloga (jest nas już  99!). Odsyłam Was także na mój instagram @maginspires >>KLIK<<, gdzie będziecie ze mną na bieżąco.

Podsumowując, mam nadzieję, że tego typu posty będą pokazywały się na naszych blogach jak najrzadziej! 
buziaki,
M.

czwartek, 3 listopada 2016

Ulubieńcy- październik 2016

Ulubieńcy- październik 2016
Cześć dziewczyny!
Zgodnie z zapowiedziami, seria ulubieńców pojawiać się będzie bardziej regularnie niż raz na kilka miesięcy. Uznałam, że zamiast pokazywać Wam 20 produktów w jednym poście, wolę, żeby notki były krótsze, ale bardziej treściwe, zawierające rzetelną opinię o poszczególnych produktach. OK, bez zbędnych wstępów, zaczynamy ulubieńców października. Uprzedzam, że post wcale nie będzie taki krótki :)

PIELĘGNACJA

LUSH- Mask of Magnaminty
Produkt, dzięki któremu moja cera odzyskuje spokój i zdrowy wygląd. Pobyt w UK bardzo źle wpłynął na jej stan- przesuszenie, wypryski. Niestety, mięta pieprzowa również działa poniekąd wysuszająco, dzięki temu może walczyć z niedoskonałościami. Jednak produkt, który skutecznie walczy z przesuszeniem mojej cery, to...

Ziaja Med- Lano- krem
Czyli krem, do którego wracam zawsze, po wielu nieudanych próbach z innymi produktami. Ten preparat kosztuje około 10zł, dostaniecie go w aptekach lub w sklepach Ziaja. Dwie główne zalety tego produktu są takie, że jest on mocno nawilżający, naprawdę różnicę widać po kilku dniach stosowania (ja używam go na noc) oraz fakt, że nie podrażnia mojej skóry. Często mocno nawilżające kremy lub olejki zapychają moją cerę, co powoduje powstawanie nowych wyprysków. Ten produkt, mam wrażenie, że działa wręcz kojąco i w jakiś sposób walczy z niedoskonałościami.

KOLORÓWKA

Max Factor- podkład Facefinity 3 w 1
Podkład, który bardzo zachwala moja mama. Sięgnęłam po niego na koniec września, kiedy moja cera przechodziła bardzo poważny kryzys (o czym już wielokrotnie wspominałam). Zależało mi na mocniejszym kryciu, trwałości oraz na braku efektu maski. Wszystko to daje mi ten produkt. Krycie można budować od średniego po mocne, trwałość jest rewelacyjna, a i na twarzy wygląda naturalnie. Według mnie jest to lżejsza wersja Revlon Colorstay. Niestety, podobnie jak Revlon, ten produkt również działa wysuszająco, dlatego też będę musiała zrobić sobie od niego albo małą przerwę, albo stosować go wymiennie z bardziej nawilżającym podkładem.

MAC- róż Fleur Power
Róż z MAC był moim marzeniem od dawien dawna. Fleur Power jest moim pierwszym (i na pewno nie ostatnim) produktem tej marki. Kolor jest piękny, uniwersalny, nadaje się praktycznie do każdej pomadki. Tego różu używałam codziennie od dobrych dwóch miesięcy i nadal jestem oczarowana. Produkt wart każdej wydanej złotówki.

Maybeline Color Tattoo, 98Creamy beige
Nawet nie zwróciłam na to uwagi, ale używam tego cienia praktycznie codziennie. Rano nie mam czasu na skomplikowane makijaże oka. Nakładam ten cień na całą powiekę, żeby wyrównać jej kolor. Utrzymuje się kilka godzin bez zarzutu. Serdecznie polecam.

Max Factor- Kohl Pencil
Etap w moim 'kosmetycznym życiu' pt. "Poszukiwania kredki idealnej" uważam za zakończony pełnym sukcesem. Podczas promocji -49% w Rossmannie, przez zupełny przypadek w moim koszyku wylądowała ta właśnie kredka. Te z Was, które zmagają się z tłustymi powiekami doskonale wiedzą, że niełatwo znaleźć produkt, który prędzej, czy później nie odbije się na nich. Ta kredka (o dziwo), którą zagęszczam górną linię rzęs, trzyma się bardzo ładnie, nie rozmazuje się. A i cena po promocji jest dość przystępna.

Victoria's Secret- Angel
Czyli moje ukochane perfumy. Kupiłam je w strefie bezcłowej na lotnisku w Londynie. Miłość od pierwszego powąchania. Zapach jest przecudowny- delikatny, lekko słodki, bardzo kobiecy, długo utrzymuje się na ciele. Polecam wszystkim!!!

Kochani, to tyle z ostatnich ulubieńców. Dajcie znać, jakie były Wasze typy tego miesiąca. Zastanawiam się nad postem dotyczącym ogólnych ulubieńców, z różnych kategorii, nie tylko kosmetycznych. Ostatnio mam wiele różnych gadżetów, które bardzo ułatwiły mi życie i chętnie je Wam polecę. 
Będę wdzięczna za każdy komentarz. Zachęcam do obserwacji bloga oraz instagrama @maginspires >>KLIK<<. 
Do zobaczenia!
M.
Copyright © 2016 MagInspires Beauty Blog , Blogger