piątek, 31 marca 2017

4 razy nie, czyli buble kosmetyczne #4

Cześć!
Kolejny miesiąc dobiegł właśnie końca. Mamy dziś 31 marca. Przyznaję, że ostatnimi czasy łapie mnie jakaś chandra, dlatego dzisiaj ulubieńców nie będzie. Zgodnie z moim ponurym nastrojem postanowiłam trochę ponarzekać i pokazać Wam kosmetyki, które wyjątkowo się u mnie nie sprawdziły. Bez zbędnych wstępów- zaczynamy!



Essense- make me brow- puder do brwi w sztyfcie, to mój pierwszy niewypał. Co prawda kosztuje niewiele, niecałe 10zł, natomiast ten produkt jest dla mnie zagadką. Nie ma opcji, żeby wypełnić nim dwie brwi, ponieważ, kiedy cień na gąbeczce się skończy, nie mam pojęcia, w jaki sposób można go dołożyć. Dodatkowo jeśli lubicie mieć precyzyjnie zrobione brwi- trzymajcie się od tego czegoś z daleka. Myślałam, że to genialna opcja na kilkusekundowy makijaż i wypełnienie brwi, a skończyłam z pomalowaną jedną brwią i to bardzo niedokładnie.


Eveline- eyeliner 2000 procent pojawiał się u mnie w ulubieńcach. Wykończyłam cały słoiczek tego produktu i oczywiście kupiłam kolejny (nawet dwa). Jednak mam wrażenie, że producent zmienił skład lub formułę tego eyelinera, ponieważ niezmiernie pieką mnie od niego oczy. Podobne odczucia ma moja przyjaciółka, która również jeszcze kilka miesięcy temu również była fanką tego produktu.

Loreal- False Lash Wings to chyba największy i najdroższy bubel, który dzisiaj Wam przedstawię. Tusz, który w regularnej cenie kosztuje około 60zł, według mnie kompletnie nie nadaje się do użytku. Przede wszystkim posiada niestandardową szczoteczkę, a raczej grzebyk, którego jednak można nauczyć się używać. Jednak nabiera ona tak dużo tuszu, że przez około 3 miesiące codziennego użytkowania, musiałam wycierać ją o papier lub chusteczkę, na których zostawiłam chyba 3/4 pojemności całej buteleczki. Rozumiem, że nowy tusz czasami jest bardzo rzadki i trzeba trochę wytrzeć szczoteczkę, natomiast w tym wypadku za każdym razem na chusteczce zostawały grudy tuszu. Dodatkowo, nie robił on tego, co robić miał i  bardzo się osypywał.  Za 10zł można kupić o wiele lepszy tusz,


Wibo- Ecstasy, czyli róż, który miał być tańszym odpowiednikiem (żeby nie użyć słowa „podróbka”) produktów firmy Nars, okazał się u mnie klapą. Numer 2 ma ładny, buraczkowy odcień, który miał być idealny na jesień. Na tym kończą się jego zalety. Produkt robi na buzi okropne plamy, nierównomiernie się rozprowadza i naprawdę ciężko się go blenduje. Przykro mi, ale nie.



Koniec mojego narzekania. Jestem bardzo ciekawa, jakie kosmetyki u Was się nie sprawdziły? Koniecznie napiszcie w komentarzach, w co według Was nie warto inwestować.
Z mojej strony to już wszystko, bardzo serdecznie zapraszam Was do obserowania bloga oraz śledzenia @maginspires na instagramie >>klik<< oraz facebooku >>klik<<. Teraz żegnam się z Wami, do zobaczenia w kolejnym poście!
M.


instagram.com/maginspiresfacebook.com/maginspires

9 komentarzy:

  1. No przerażające. Nie wiedziałam, że Wibo już zaczęło kopiować Nars.

    www.monarea94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naprawdę? niestety, ale w tym wypadku "inspiracja" to jednak zbyt mało powiedziane

      Usuń
  2. Na szczęście, nie miałam żadnego z nich.

    OdpowiedzUsuń
  3. To już wiem co omijać szerokim łukiem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, a na róż z Wibo i maskarę z Loreal miałam chęć. Teraz jednak zrezygnuję z ich zakupu ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha a tyle dobrych ocen tego tuszu w necie nawet zastanawiałam się nad nim. Jednak chyba pozostanę przy swoim ulubieńcu i nie będę wymyślać :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 MagInspires Beauty Blog , Blogger