wtorek, 17 stycznia 2017

Receznja pędzli ZOEVA oraz... porównanie chińskich podróbek z Aliexpress

Receznja pędzli ZOEVA oraz... porównanie chińskich podróbek z Aliexpress
Hej kochani! 
Dzisiejszy post jest ważny nie tylko dla laików makijażowych, dopiero zagłębiających się w temat wizażu, ale również dla profesjonalistów. Pędzle Zoeva to akcesorium, o którym marzy każdy, kto maluje się nawet w najmniejszym stopniu. Czy naprawdę są aż tak rewelacyjne? Czy warto inwestować w nie pieniądze? A może lepiej zamówić chińskie podróbki? Serdecznie zapraszam na recenzję!

Zoeva to dosyć młoda, acz prężnie rozwijająca się, zbierająca rzeszę fanów niemiecka marka kosmetyczna, która swoją pozycję na rynku zbudowała właśnie dzięki produkcji pędzli. Mój zestaw, czyli ZOEVA ROSE GOLDEN Complete Eye Set Vol. , w skład którego wchodzą pędzelki do oczu zarówno z naturalnego, jak i syntetycznego włosia:
142, 221, 227, 228, 230, 231, 232, 235, 238, 310, 322, 325 + oraz mała kosmetyczka Rose Golden, zakupiłam na stronie mintishop >>KLIK<< za 299,90zł, co w przeliczeniu daje 24,99zł za sztukę (porównując do tańszych marek- Hakuro lub Glambrush- jest to około 5zł więcej i nie biorąc pod uwagę kosmetyczki).

Gdyby nie cena, która umówmy się- boli, pędzle byłyby produktem IDEALNYM. Są niesamowicie miękkie, a jednocześnie zbite,  rewelacyjnie nakładają, blendują cienie. Używając tych pędzli nie czujemy żadnego drapania, dyskomfortu, jest to raczej "mizianie się' po powiekach. 
Do mycia tych produktów używam szamponu dla dzieci lub olejku. Prałam je już kilkakrotnie, włosie w niektórych naturalnych pędzlach delikatnie się "rozczapirzyło", jednak nie wpływa to na ich jakość i komfort używania. Dodatkowo, każdy pędzelek ma napisane do czego został przeznaczony, co może nam ułatwić ich używanie.

Czy warto je kupić? Zdecydowanie TAK!


W związku z tym, że o tych pędzlach nie trzeba mówić zbyt wiele- Zoeva to jakość sama w sobie, postanowiłam przeprowadzić test. Taki sam zestaw zamówiłam na Aliexpress (tym razem bez kosmetyczki) za około 33zł. Czy sprawdził się równie dobrze?

Chińskie podróbki zdecydowanie różnią się od oryginałów. Mają dłuższe trzonki i włoski, bardziej jaskrawy kolor, napis 'Rose Gold' różni się od tego, który widnieje na oryginałach, a wszystkie pędzelki są wykonane z włosia syntetycznego i... okropnie śmierdzą! Przed pierwszym użyciem konieczne jest ich umycie. Ze zdziwieniem przyznaję jednak, że po praniu. akcesoria pozostają w niezmienionym kształcie, smród znika, a pędzelki są... równie miłe i przyjemne w używaniu! Wiadomo, że lepszą pigmentację uzyskamy nakładając cień naturalnym włosiem, jednak jeśli chodzi o blendowanie, rozcieramie, czy sam kształt- nie mogę nic tym produktom zarzucić (no, poza tym, że to perfidne podróby). 

Oto porównania podróbek i oryginałów (oryginały są przybrudzone- był to jedyny sposób, żeby można było je rozpoznać :D. Patrząc na wprost monitora, oryginał jest po prawej, a podróbka po lewej stronie):

Kochani, z mojej strony to byłoby na tyle! Koniecznie napiszcie w komentarzach, czy macie lub zamierzacie kupić pędzle Zoeva lub czy macie jakieś dobre chińskie pędzelki? Podsumowując moje "doświadczenia"- z obydwu zestawów jestem zadowolona. Co prawda- oryginały są lepsze, jakość wręcz powala na kolana. Chiński produkt pozytywnie mnie zaskoczył, chociaż ze względu na to, iż jest perfidną podróbą- na pewno nie zamówię więcej tych zestawów. 
Na zakończenie, serdecznie zapraszam Was do obserwowania bloga oraz do śledzenia @maginspires na instagramie >>KLIK<< oraz facebooku. Do zobaczenia następnym razem!
Buziaki,
M.
facebook.com/maginspiresinstagram.com/maginspires



sobota, 14 stycznia 2017

3 skuteczne szampony hamujące wypadanie włosów i stymulujące ich porost

3 skuteczne szampony hamujące wypadanie włosów i stymulujące ich porost

Hej wszystkim!
Dzisiejszy artykuł dotyczyć będzie włosów, a raczej ich wypadania. Ten problem dotyka coraz więcej i dziewczyn, i chłopaków w każdym wieku i może mieć różne przyczyny- poczynając od złej diety, przez pogodę, po kwestie typowo zdrowotne, hormonalne, czy genetyczne. O zdrowe włosy powinniśmy dbać głównie od zewnątrz- właściwa suplementacja, odżywianie, odpowiednia ilość witamin i mikroelementów w organizmie to kluczowe elementy. Zewnętrzna pielęgnacja jedynie wspiera te procesy. Jeśli jednak zmagacie się z nadmiernym wypadaniem włosów, z miłą chęcią pomogę Wam, przedstawiając 3 szampony, które zahamują lub chociaż zmniejszą tę przypadłość i umożliwią porost nowych. Zapraszam <3

Dermena- Szampon do włosów osłabionych, nadmiernie wypadających
 Pierwsza propozycja to szampon z Dermeny, czyli firmy produkującej kompleksowe dermokosmetyki do skóry oraz włosów. Ten produkt polecił mi mój fryzjer, kiedy po powrocie z UK, połączonym ze złą dietą, włosy wypadały mi garściami. Ogromny plus tego kosmetyku to dostępność- można kupić go nawet r Rossmanie za cenę 26.99zł (czyli wcale nie tak mało, jak za pojemność 200 ml). Producent obiecuje hamowanie wypadania włosów oraz stymulację odrastania nowych. Po miesiącu stosowania (mniej więcej na tyle starczyła mi ta mała buteleczka) stwierdzam, że włosy przestały nadmiernie wypadać i widziałam na głowie kilka nowych „baby hair”.

Pharmaceris- H-Stimupurin Specjalistyczny Szampon Stymulujący Wzrost Włosów
 To cudo odkryła moja mama. Produkt posiada w składzie naturalne czynniki wzrostu oraz m.in. biotynę, która u mnie sprawdza się bardzo dobrze przy problemach tego typu. W przypadku tych szamponów jest bardzo trudno stwierdzić, czy tych włosów faktycznie jest więcej. Natomiast ponownie oświadczam, że stosując go regularnie włosy wypadają znacznie rzadziej i w dużo mniejszej ilości. Tutaj już musimy zapłacić około 37zł za pojemność 250ml.\

Yves Rocher- Anti-Chute Szampon Stymulujący przeciw wypadaniu włosów
Spośród wszystkich trzech, ten produkt jest moim ulubionym, ponieważ w regularnej cenie, za 300 ml produktu płacimy 15.90zł. Nie zawiera parabenów ani silikonów, a wyciąg z białego łubinu skutecznie redukuje ilość wypadających włosów (i przy okazji bardzo nieprzyjemnie pachnie, ale biorąc pod uwagę efekt można się poświęcić). Dodatkowo, myjąc włosy tym produktem, miałam wrażenie, że są bardziej lśniące i lekkie. Bardzo lubię wracać do tego produktu.


Ale szybko poszło! Dajcie znać, czy też macie problem z wypadającymi włosami i jak sobie z nim radzicie? Może mieliście kiedyś któryś z opisywanych przeze mnie produktów? U mnie ten problem pojawia się zwykle w momencie, kiedy mam dużo stresów i źle się odżywiam, a raczej mało jem (co również spowodowane jest stresem).

Jeśli jeszcze tego nie robicie, zachęcam Was do obserwowania bloga! Dodatkowo zapraszam do śledzenia @maginspires na Instagramie>>KLIK<< oraz facebooku >>KLIK<<. Tymczasem żegnam się z Wami, trzymajcie się ciepło i do zobaczenia w kolejnym poście!
Buziaki,
M.

środa, 11 stycznia 2017

Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick: Test trwałości (kolory numer 10 oraz 13)

Golden Rose Longstay Liquid Matte Lipstick: Test trwałości (kolory numer 10 oraz 13)
Hej kochani! 
W końcu nadszedł czas na nowy post! Przyznaję, że dużo się u mnie dzieje (wiadomo, sesja coraz bliżej), jednak staram się na bieżąco dla Was publikować! Przypominam o moim nowym koncie na facebooku >>KLIK<<, gdzie (w zamierzeniu) poza sprawami bloga, na bieżąco informuję Was miedzy innymi o ciekawych promocjach! Kto jeszcze nie lubi- serdecznie zachęcam <3 


Dzisiejszy post będzie mało wylewny. O płynnych pomadkach z Golden Rose zrobiło się głośno już na początku ubiegłego roku, od razu po tym, jak weszły do sprzedaży. U mnie, pierwsza sztuka tego produktu zagościła dopiero w czerwcu- zdecydowałam się na mega popularny, "trupi" kolor numer 10. Według mnie jest to po prostu bardzo blady róż, który wpada w tony fioletowe. Na moich ustach jest wręcz dosyć ciemny.
Jakiś czas temu Golden Rose postanowiło powiększyć kolekcję o kolejne odcienie i jako fanka nude z miłą chęcią przygarnęłam pomadkę w numerze 13, która uznawany jest za duplikat bestsellerowej pomadki "Celebrity Skin" od Jeffree Star. Jest to zdecydowanie jasnobrązowy odcień, któremu unikatowość i naturalność nadają delikatnie wybijające różowe tony. Jesteście ciekawi, jak się u mnie sprawdziły? Serdecznie zapraszam dalej <3


Producent gwarantuje nam wielogodzinne utrzymywanie się, pełne krycie, matowe wykończenie, które nie wysusza ust, nie jest lepkie, dodatkowo dzięki zawartości witaminy E produkt ma również nawilżać usta.  Co do tego ostatniego- ja osobiście nie mam problemów z przesuszającymi się ustami, jednak ta pomadka sprawia, że zwykle pojawia się na nich kilka nowych suchych skórek, których jednak łatwo jest mi pozbyć się z pomocą peelingu. Do pełnego zastygnięcia potrzebuje około 2 minut- wtedy odrobinę ciemnieje i... jest już nie do ruszenia. Udokumentowany test trwałości przeprowadziłam na numerku 13. Oto jak odcień prezentuje się od razu po nałożeniu, po około 5h (po zjedzeniu ogromnego burgera i wypiciu litra herbaty) oraz na koniec dnia po 8h od aplikacji. Podkreślam, że przez cały dzień nie dokładałam ani nie poprawiałam pomadki.

2 minuty po nałożeniu:
5 godzin, ogromny burger (Pasibus- polecam <3) i kilka dzbanki herbaty później:
 Kolejne 3 godziny później:
Pomimo słabej jakości zdjęć (robiłam je z doskoku), doskonale widać, że pomadka trzyma się świetnie.  Jest to na pewno zasługa koloru- 13 to delikatny, brązowy nudziak, dzięki czemu jego ścieranie się z ust nie jest aż tak widoczne. Jednak należy podkreślić, że produkt schodzi bardzo ładnie, delikatnie od wewnętrznej strony ust. Nie ściera się, nie blednie, kontur ust trzyma się praktycznie cały dzień. Podobnie było w przypadku odcienia nr 10, którego jednak nie udało mi się udokumentować, jednak podzielę się z Wami, jak ten kolor wygląda na ustach:
Kochani, przyznaję szczerze, że mając dostęp do pomadek, które w regularnej cenie kosztują jedynie 19,90zł, są bardzo łatwo dostępne i utrzymują się cały dzień- nie widzę sensu inwestowania w drogie pomadki, które trzeba specjalnie sprowadzać ze stanów. Chętne przygarnę do siebie również inne kolory, może ciemniejsze. Jestem bardzo ciekawa, czy będą utrzymywały się równie rewelacyjnie.

Tak, jak uprzedzałam- ten post jest bardzo treściwy. Nie ma co się rozpisywać- te pomadki są po prostu rewelacyjne. Koniecznie dajcie znać w komentarzach, czy macie u siebie te produkty, może polecicie mi swoje ulubione kolory, które bardzo chętnie przetestuję! Zachęcam Was do obserwowania bloga (prawy pasek), instagrama @maginspires >>KLIK<< oraz blogowego facebooka >>KLIK<<. Ja już zacieram ręce, nie mogąc doczekać się kolejnego posta, który będzie bardzo przydatny i dla dziewczyn, i dla facetów. Koniecznie zostańcie ze mną!
Tymczasem dziękuję Wam za wspólnie spędzony czas i do zobaczenia już niebawem!
Buziaki,
M.
instagram.com/maginspiresfacebook.com/maginspires


niedziela, 8 stycznia 2017

ZOEVA COCOA BLEND- recenzja palety cieni

ZOEVA COCOA BLEND- recenzja palety cieni

Witajcie kochani!
Paleta Cocoa Blend firmy Zoeva jest uwielbiana przez wiele dziewczyn na całym świecie. Ciekawe połączenia kolorystyczne cieni, wysoka ich  jakość za przystępną cenę wydają się być wystarczającymi argumentami, żeby kupić właśnie ten produkt. Dzisiaj podzielę się z Wami moją opinią odnośnie tej paletki i powiem Wam, czy naprawdę warto w nią inwestować?

Tę paletkę zamówiłam mniej więcej rok temu, w nagrodę za zdany semestr. Wtedy jeszcze nie była aż tak popularna, ale kolory wydawały się idealnie pasować do mojego ciepłego typu urody. Pierwsze swatche cieni, które podobały mi się najbardziej zaparły dech w piersiach- pigmentacja o niebo lepsza niż Urban Decay, niesamowicie jedwabista konsystencja i prawie niezauważalne, okazjonalne osypywanie się- byłam zachwycona.

Cocoa Blend to paleta dziesięciu  typowo ciepłych odcieni. Mamy tu klasyczny beż, różne odcienie złota, czerwieni, ciepłe brązy oraz wpadające w czerń błyszczące cienie. Część cieni jest zupełnie matowa, część mocno błyszcząca, metaliczna. Paletkę można zamówić jedynie przez internet w cenie 89zł.  

 KOLORY:
Bitter Start- klasyczny, matowy, beżowy cień bazowy, który nakładamy na całą powiekę, żeby pozostałe produkty lepiej się blendowały.
Sweeter end- ładny, jasny, błyszczący cień, który jednak według mnie nie pasuje do rozświetlania wewnętrznego kącika. Mimo dobrej pigmentacji, ma on chłodne, różowo- fioletowe tony, które nie do końca pasują do pozostałych cieni w palecie.
Warm notes- śliczny, błyszczący czerwony cień o lekko zgaszonym, ciemniejszym, nienachalnym  odcieniu, który jednak na oku jest o wiele jaśniejszy i delikatnie mniej napigmentowany.
Subtle blend- najlepiej napigmentowany, błyszczący, wręcz metaliczny cień z całej palety w odcieniu ciemnego, lekko brązowego złota.
Beans are white- to z kolei najsłabszy cień z paletki. Ciężko określić jego faktyczny odcień- w  palecie wygląda na czarny mat, jednak w rzeczywistości jest bardzo słabo napigmentowany, przypomina bardziej szary brąz.
Pure ganache- czyste, metaliczne złoto ze świetną pigmentacją.
Substitute for love- ciepły, matowy, jasnobrązowy cień, powiedziałabym nawet- jasnorudy. Bardzo dobra pigmentacja.
Freshly toasted- kolejny mat, ciemniejszy od swojego poprzednika, znowu ciepły brąz, który również ma bardzo rude podtony. Pigmentacja rówmie dobra.
Infusion- to chyba miał być matowy, jasnoczarny cień z brokatem, jednak mamy tu kolejną, słabą propozycję średniej pigmentacji, którego faktyczny odcień odbiega od tego, co widzimy w palecie.
Delicate acidity- mimo genialnej pigmentacji, według mnie jest to kolejny nieudany cień, który wydaje się wpadać w fiolet, jest raczej… brązowy. Bardzo dobre, metaliczne wykończenie.


MOJA OPINIA:
Z pozoru palecie Cocoa Blend nie można zarzucić zbyt wiele złego- prawie wszystkie cienie są napigmentowane wręcz rewelacyjnie, świetnie się blendują, większość odcieni pasuje do siebie, a koszt palety- 89zł, wydaje się nie być taki straszny, przeliczając, że jeden cień kosztuje jedynie 9zł. I pomimo tego, że ten produkt wydawał się idealny dla mnie- kompletnie się z nim nie dogadałam. Największe wymagania miałam odnośnie metalicznego, czerwonego cienia, który jest dość mało napigmentowany i na powiece wygląda blado. Brakuje mi tu klasycznego, matowego, ciemnego brązu, ponieważ te dwa, które proponuje Zoeva- są według mnie zbyt rude, jasne i nie dopełniają makijażu. Cienie, które miały być czarne są na oku prawie niewidoczne (raczej wyglądają jak osad z sadzy). Jednak czynnik, który jak dla mnie dyskwalifikuje Cocoa Blend to fakt, że malując oko kilkanaście minut, nakładając na nie kilka kolorów, blendując je ze sobą, łącząc te jasne z ciemniejszymi, matowe z metalicznymi, mam wrażenie, że wszystkie one zlały się ze sobą, co wygląda nieestetycznie- jakbym na oku miała pomarańczową plamę (może wynika to z braku ciemnobrązowego odcienia, którym można by podkreślić załamanie). Z początku myślałam, że może to ja nie potrafię pracować z tym produktem, jednak dawałam mu mnóstwo szans, próbowałam używać go na różne sposoby (pędzlem, palcem, na mokro, na sucho) i za każdym razem efekt był podobny. 



PODSUMOWANIE:
Żeby pokazać Wam możliwie najbardziej obiektywną opinie na temat palety Cocoa Blend, wypunktuję wszystkie spostrzeżenia z nią związane:
  • 7/10 cieni ma świetną pigmentację,
  • Cienie mają zdecydowanie ciepłe odcienie, sprawdzą się lepiej u osób o żółtym podtonie skóry,
  • Paletką można zrobić makijaż zarówno delikatny, dzienny, jak i mocny, wieczorowy,
  • Część cieni inaczej wygląda na oku, niż w opakowaniu,
  • Brakuje ciemnego, matowego cienia, którym można by podkreślić załamanie lub linie rzęs,
  • Wszystkie cienie świetnie się blendują,
  • Niestety, przez brak dobrego, ciemnego cienia, kolory na powiece zlewają się ze sobą.

Kochani, to już wszystko na temat palety Cocoa Blend. Koniecznie dajcie znać, czy miałyście ją kiedyś i czy u Was lepiej się sprawdziła? Ja niestety musiałam znaleźć mojej paletce nowy dom, jednak wiem, że nie są to ostatnie cienie z Zoevy w mojej toaletce. Mimo tego, że kolory nie do końca mi przypasowały, to jakość produktu jest rewelacyjna. Mam nadzieję, że tym postem i niezbyt przychylną recenzją nie wywołam skandalu :D
Dziękuję Wam za dotrwanie ze mną do końca, serdecznie zapraszam do dyskusji i komentowania, a także do obserwowania bloga, jego instagrama @maginspires >>KLIK<< oraz... do polubienia fanpage'a na facebooku >>KLIK<<, który będzie dopełniał treści na blogu! Na bieżąco będę przekazywać Wam info odnośnie nowych postów, nowości kosmetycznych w drogeriach, moich hitów, kitów, itp. Mega się cieszę, że w końcu zdecydowałam się na ten krok i bardzo proszę Was o wsparcie!   
Do zobaczenia następnym razem! Buziaki,
M.


facebook.com/maginspiresinstagram.com/maginspires

czwartek, 5 stycznia 2017

Trwałe, kryjące podkłady drogeryjne na studniówkę i większe wyjścia- TOP 5

Trwałe, kryjące podkłady drogeryjne na studniówkę i większe wyjścia- TOP 5

Hej dziewczyny!
Serdecznie witam Was w kolejnym poście! Dzisiaj pokażę Wam moje TOP 5 spośród drogeryjnych podkładów, które są zarówno kryjące, jak i długotrwałe. Wiem, że styczeń i luty to sezon studniówkowy. Pewnie wiele z Was będzie malować się samodzielnie i nie będziecie mogły przeznaczyć na produkty do makijażu niebotycznej sumy pieniędzy. Dlatego właśnie moje propozycje to raczej niska, drogeryjna półka cenowa.
Czym powinien cechować się dobry podkład na większe wyjścia? Na pewno nie może się ważyć, spływać z twarzy razem z potem wylanym w czasie tańca, według mnie- nie powinien także się świecić. Dobry podkład jest długotrwały, nie tworzy efektu ciastka, a niewielka jego warstwa powinna ładnie wyrównać koloryt cery, zakrywając niedoskonałości. Ja znalazłam 5 takich produktów. Z początku chciałam zrobić ranking, ale przyznaję, że nie jestem w stanie nadać im konkretnej hierarchii. Wszystkie są bardzo dobre! Ale starczy tych wstępów. Zaczynamy!

Rimmel- Lasting Finish
Produkt, jak sama nazwa wskazuje, ma mieć świetną trwałość. Przyznaję, że co do tego nie mogę się przyczepić, ponieważ faktycznie został ze mną przez całe wesele, delikatnie matując moją cerę. Podkład ma dosyć dobre krycie, minusem jest jednak to, że żeby zakryć przebarwienia musiałam nałożyć dwie warstwy. Nic się jednak nie zważyło, ani nie wyglądało na twarzy jak ciastko. Cena regularna tego produktu to 28,99zł, a dostępny jest praktycznie w każdej drogerii.

Revlon- Colorstay
O tym produkcie słyszała chyba każda dziewczyna. Wiem, że wiele z Was używa go w codziennym makijażu, czego ja nie potrafię zrozumieć. Według mnie jest to bardzo ciężki produkt, który mocno obciąża cerę. Nie można jednak odjąć mu rewelacyjnego krycia, super trwałości i bardzo dobrego matowienia twarzy. Colorstay przetrwał ze mną całą noc zabawy na weselu bez żadnego szwanku. Jednak tego produktu nie polecam osobom niedoświadczonym, ponieważ łatwo zrobić sobie z jego pomocą tzw. Ciastko na twarzy. Podkład nałożony w zbyt dużej ilośći wchodzi w pory, zmarszczki (o których nawet nie wiedziałyśmy) i zbiera się w każdym zagłębieniu skóry. Najlepiej nakładać go bardzo cienką warstwą palcami lub gąbeczką. Niestety, ale pędzlem najłatwiej można zrobić nieestetyczne smugi. Cena regularna produktu drogeriach stacjonarnych waha się w przedziale 39-70zł. Dostępny jest też w każdej drogerii internetowej za około 20- 30zł.

Rimmel- Stay Matte
Mój absolutny hit, faworyt jeśli chodzi o krycie, zmatowienie i trwałość. Według mnie dużo lepszy niż Revlon Colorstay. Używałam tego produktu w liceum, kiedy miałam dużo większe problemy z trądzikiem niż teraz. Pomimo tego, że nie miałam żadnego korektora do zakrycia niedoskonałości, po użyciu tego podkładu, po prostu go nie potrzebowałam- wszelkie przebarwienia były zakryte po nałożeniu jednej warstwy. Przetrwał na mojej twarzy letnie upały oraz… moją studniówkę <3 A wierzcie mi, zabawa była przednia! Podkład ma nietypową formułę gęstego musu, przez co jest dość ciężkim produktem, ale nie wysusza ani nie uczula skóry. Cena regularna w Rossmanie to tylko 25,99zł. Dostępność- w każdej drogerii.

Max Factor- Facefinity
„Baza, podkład i korektor w jednym”- tak opisywany jest podkład Facefinity All Day Flawless od Max Factor. Ciężko jest mi ocenić, czy to faktycznie prawda, ponieważ nigdy nie używam bazy pod makijaż, a korektora używam tak, czy siak. Prawdą jest jednak, że podkład ma bardzo dobre krycie już przy jednej warstwie, dobrze matuje i jest naprawdę trwały i co ważne- wygląda naprawdę naturalnie, z jego pomocą nie zrobimy sobie tapety, a sam produkt nie osadza się w zagłębieniach skóry. Mimo, iż Facefinity działa na cerę przesuszająco, używam go zarówno na co dzień, jak i na większe wyjścia. Ten produkt na pewno Was nie zawiedzie J Cena regularna to 49,99zł, a dostępność- w każdej drogerii.

Dr Irena Eris- Provoke Matt
Ten podkład miałam na niejednej imprezie. Za każdym razem ładne się utrzymywał, dobrze matowił moją cerę (a używałam go w czasach, kiedy nie stosowałam pudru) oraz zakrywał mniejsze przebarwienia. Produkt jest dość wydajny (chociaż wg producenta okres jego ważności to tylko pół roku), nie tworzy efektu ciastka na twarzy, a jedna warstwa wystarczy, żeby wyrównać kolor skóry. Minus to na pewno cena, która bez promocji wynosi około 90zł oraz kolor- gama kolorystyczna jest bardzo ograniczona, a najjaśniejszy odcień na pewno nie sprawdzi się u bladych osób. Warto wspomnieć, iż przed zakupem pełnowymiarowego opakowania, ten produkt należałoby najpierw przetestować, ponieważ wiele dziewczyn twierdzi, że po nałożeniu go na twarz cera wygląda bardzo ciężko i nieestetycznie. Podkład dostępny jest w Rossmanie, Douglasie oraz w drogeriach internetowych. 
 
 
Od lewej: Rimmel Lasting Finish nr 010, Max Factor nr 40, Revlon Colorstay nr 150


 Kochani, to moje TOP 5 długotrwałych, kryjących podkładów. Każdy z nich wypróbowałam, większość zużyłam do cna lub jestem w trakcie zużywania. Napiszcie, proszę, w komentarzach, jakie są Wasze ulubione podkłady „do zadań specjalnych” oraz czy używałyście kiedyś któregoś z wymienionych przeze mnie produktów? Serdecznie zachęcam Was różniej do obserwowania bloga (prawy pasek pod nagłówkiem) oraz do śledzenia @maginspires na Instagramie >>KLIK<<.http://instagram.com/maginspires Tymczasem ściskam Was ciepło, a tym z Was, które wybierają się na bale maturalne, życzę udanej zabawy i nieskazitelnego makijażu przez całą noc!
Buziaki,
M.
http://instagram.com/maginspires

niedziela, 1 stycznia 2017

HITY KOSMETYCZNE 2016! Najlepsi z najlepszych!

HITY KOSMETYCZNE 2016! Najlepsi z najlepszych!

Witajcie kochani!
Mamy już 2017! Poprzedni rok był bardzo intensywny. Dla mnie wyjątkowo trudny, zaskakujący, ale i ważny- w 2016 postanowiłam założyć bloga! Bardzo cieszę się, że w końcu mam miejsce, w którym mogę dzielić się z Wami moją małą pasją, którą i Wy ze mną dzielicie i jest nas coraz więcej!
Przechodząc do głównego tematu posta, dzisiaj będzie o moich kosmetycznych ulubieńcach i odkryciach ubiegłego roku. Żeby udało mi się zawrzeć produkty i do makijażu, i do pielęgnacji w jednym artykule, postanowiłam pokazać Wam tylko prawdziwe perełki, których używam długo, najchętniej i nie krócej niż od września. Jesteście ciekawi, co to takiego? Serdecznie zapraszam do dalszej lektury!

PIELĘGNACJA CERY, CIAŁA I WŁOSÓW

OCZYSZCZANIE I PIELĘGNACJA TWARZY
Podstawą dobrego makijażu jest odpowiednia pielęgnacja, dlatego właśnie od niej zacznę. Podstawą dobrej pielęgnacji jest oczyszczanie. Od zeszłego roku, większość kosmetyków do pielęgnacji twarzy staram się kupować w aptece. Pierwszy dermokosmetyk, który przez prawie 2 lata działał na moją skórę genialnie i stosowałam go bez przerwy (teraz niestety musiałam z niego zrezygnować, ponieważ moja skóra przyzwyczaiła się do niego), to IWOSTIN- nawilżający żel do mycia twarzy (ten zielony), polecany przy stosowaniu kuracji dermatologicznych. Produkt świetnie oczyszcza cerę, stosowałam go rano i wieczorem, przy czym był bardzo wydajny.
Wbrew moim postanowieniom odnośnie stosowania tylko kosmetyków aptecznych, do demakijażu najlepiej sprawdził się u mnie… nawilżający płyn micelarny Be Beauty- Hydrate z Biedronki. Nie podrażnia on mojej skóry, a przy tym genialnie zmywa makijaż, w tym tusz do rzęs.

W ubiegłym roku polubiłam także maseczki. Jedne z moich ulubionych to czarna i zielona glinka z Ziaja, które mają działanie odpowiednio oczyszczające oraz nawilżające. Jednak zdecydowani faworyci to maseczki z Lush. Magnaminty działa świetnie na problemy trądzikowe, a Cup O’ Coffee łączy w sobie działanie peelingujące oraz nawilżające.

Krem, który jest świetną bazą pod makijaż oraz skutecznie walczy z niedoskonałościami, który ZAWSZE na wszelki wypadek mam pod ręką, to La Roche Posay- Effaclar Duo+. Ten produkt poleciła mi moja dermatolog. Jego cena regularna wynosi około 55-60zł, jednak podczas promocji na dermokosmetyki można dostać go nawet połowę taniej. O zaletach tego produktu, a także o jego bardzo dobrym zamienniku pisałam tutaj >>KLIK<<.
Moje dwa ulubione produkty, które stosowałam na noc, to olejek Magic Rose z Evree oraz Lano-krem kuraca nawilżająca z Ziai. Ten pierwszy łagodził zaróżowienia oraz pozostałości po niechcianych przyjaciołach na twarzy. Lano kremu zużyłam już chyba 5 opakowań i do tej pory nie znam innego tak dobrze nawilżającego i łagodnego kremu do twarzy.

PRODUKTY DO WŁOSÓW
Do włosów polubiłam 2 produkty. Największe odkrycie to zdecydowanie suchy szampon Batiste- najbardziej podstawowa ze wszystkich wersji, którego używam niezwykle rzadko, ale czuję się o wiele pewniej, kiedy mam go pod ręką. Czasami po prostu tak jest, że świeżo wymyte włosy wyglądają, jakby nie widziały wody przez tydzień. Wtedy z pomocą przychodzi mi Batiste :). Kolejny produkt pochodzi z Yves Rocher. Szampon z wyciągiem z białego łubinu skutecznie walczy z problemem wypadających włosów, stymulując tym samym porost nowych. Wracam do niego systematycznie.

 

MAKIJAŻ

PRODUKTY DO TWARZY
Pomimo, że w tym roku polubiłam kilka podkładów, nadal nie znalazłam tego idealnego, który kupię w kilku egzemplarzach na zapas, na wypadek, gdyby zaprzestano jego produkcji. Znalazłam za to świetne korektory z niskiej półki cenowej, które pomimo, iż nie przykrywają do końca moich cieni pod oczami, robią to w około 75-80%.  Produkty, o których mówię, to Catrice- Liquid Camouflage oraz Collection- Lasting Perfection. Obydwa są jasne, dość dobrze kryjące i zastygające, dzięki czemu mają wspaniałą trwałość.

W minionym roku ukochałam sobie róże oraz bronzery. Postawiłam na jakość, co zaowocowało świetnymi efektami i trwałością. Róże, które nosiłam na policzkach najczęściej, to zdecydowanie Down Boy oraz Sexy Mama z The Bam. Ten pierwszy ma klasyczny, różowy, matowo- satynowy kolor. Z kolei Sexy Mama to piękna brzoskwinia ze złotymi drobinkami, które pięknie mienią się w słońcu. Jeśli chodzi o produkty bronzjące- zdecydowany faworyt to również The Balm- Bahama Mama. Równie dobrze napigmentowany produkt, który pięknie wygląda na lekko opalonej skórze. Sprawdza się świetnie zarówno do konturowania, jak i ocieplania twarzy.

PRODUKTY DO BRWI I OCZU
Ulubieniec do brwi to zdecydowanie Eyebrow Pencil z Wibo nr 2. Aktualnie wykańczam już 2 opakowanie. Kredka o woskowej konsystencji, która, ma ładny, brązowy kolor, którego intensywność można budować oraz grzebyczek do przeczesywania włosków, utrzymuje się cały dzień.

Kredka do oczu, której używam codziennie od stycznia 2016, to Kohl Pencil nr 5 z Inglota, czyli beżowa kredka na linie wodną, która rozświetla, ożywa i otwiera oko, przy czym nie podrażnia go i utrzymuje się ładnych kilka godzin.

Czas przejść do cieni. Jednak zanim to, zacznę od bazy. Jestem posiadaczką tłustej powieki, na której wszystko potrafi się odbić. Korektory, pudry- naprawdę nic tutaj nie pomaga. Jednak jest jeden produkt, dzięki któremu ten problem został bardzo zredukowany. Cień w kremie Maybeline Color Tattoo w lekko różowym odcieniu Creme de Rose, nałożony na przypudrowaną powiekę, stanowi świetną bazę pod pozostałe pudrowe produkty, które utrzymują się już o wiele lepiej i co ważne- dużo rzadziej się odbijają.
 Paletka numer jeden, o której marzyłam dobry rok, zanim w końcu się na nią zdecydowałam, to Urban Decay- Naked Basics. 6 matowych cieni w odcieniach nude i brązu idealnie sprawdzają się na każdą, dosłownie każdą okazję, praktycznie do każdego koloru tęczówki. Dokładniejszą recenzję znajdziecie tutaj >>KLIK<<. Druga paletka to już 9 odcieni, bardziej ciepłych i odważnych, czyli Meet Matte Trimony od The Balm, której recenzję zapowiadam już od ponad dwóch miesięcy (ale wstyd…). Uwielbiam połączenia jasnych brązów z burgundami oraz śliwkowymi fioletami, których nie odkryłabym, gdyby nie ten produkt. Cienie są równie świetnie napigmentowane, trwałe i mają ogromną gramaturę.

Jeśli chodzi o tusze do rzęs, raczej staram się eksperymentować, by znaleźć ten jeden idealny produkt. Jednak zanim to, muszę wspomnieć o odżywce do rzęs Long for Lashes, która stosowana regularnie przez kilka miesięcy, dała mi rewelacyjny efekt, zagęściła oraz przedłużyła rzęsy. Lubię też używać odżywki z Eveline (tej zielonej), którą stouję po prostu jako bazę pod właściwy tusz.
Z samych tuszy, moje dwa ulubione to Loreal- Long for Lashes w klasycznej, złotej wersji oraz Lovely- The Pump Up Curling Mascara, który jest świetną tanią alternatywą alternatywą. Obydwa te produkty świetnie rozczesują i wydłużają rzęsy, tyle, że produkt z Lovely, utrzymuje ten efekt krócej. Formuła maskary zastyga po około 1,5 miesiąca, z kolei Loreal działa genialnie przez 4-5 miesięcy.


USTA I PAZNOKCIE
Wybrać jedną ulubioną szminkę, no, może dwie albo ewentualnie dwadzieścia, to chyba nierealne. Moim kryterium było zużycie. W związku z tym ulubioną szminką roku ogłaszam Golden Rose Matte Lipstick Crayon nr 18, co chyba nikogo nie dziwi. Ten produkt jest rewelacyjnym zamiennikiem produktu z Mac- Velvet Teddy, o czym pisałam tutaj >>KLIK<<. Ma delikatny, ciepły kolor nude i wygląda świetnie w połączeniu z każdym makijażem.

Produkty do paznokci, to oczywiście hybrydy Semilac. Manicure hybrydowy to ogromna wygoda, komfort i mimo, że zajmuje on więcej czasu, niż malowanie paznokci zwykłymi lakierami, mamy spokój na 2- 4 tygodnie. Spośród wszystkich moich kolorów, o których poczytacie tutaj >>KLIK<<, moje dwa ulubione, to 032 Biscuit, czyli piękny, jasny, pastelowy, pudrowy róż oraz ponadczasowa czerwień- 028 Classic Wine.

ZAPACHY

Tutaj wybór był prosty- Victoria’s Secret- Angel. Subtelnie słodki, delikatny zapach, lekko orzeźwiający, nieduszący, który mogłabym nosić cały czas na okrągło. Uwielbiam <3!



Tym miłym akcentem kończę pierwszy post w 2017 roku. Dziękuję, że wytrwałyście do samego końca i życzę Wam, by ten rok był lepszy i przynosił same radosne chwile. Wracając do posta, na pewno pominęłam około 20 produktów, jednak wymagała tego moja bezkompromisowa selekcja. Koniecznie dajcie znać w komentarzach, jakie kosmetyki oczarowały Was w tym roku i czy miałyście kiedyś któryś z tych opisywanych przeze mnie? Serdecznie zachęcam Was do obserwowania bloga (prawo pasek pod nagłówkiem) oraz do śledzenia instagrama @maginspires. W związku z tym, że dwa poprzednie posty dotyczyły ulubieńców, tych lifestylowych przedstawię Wam dopiero w połowie lub pod koniec miesiąca, żeby nie zanudzać tych z Was, którzy nie przepadają za tą serią. Tymczasem ściskam Was mocno i do zobaczenia niebawem,
Buziaki,
M.

instagram.com/maginspires
Copyright © 2016 MagInspires Beauty Blog , Blogger