czwartek, 30 czerwca 2016

Płytka do mycia pędzli z Rossmana

Płytka do mycia pędzli z Rossmana
Hej! Niedawno na instagramie pokazywałam Wam moje mini zakupy z Rossmana.Wśród nich znalazła się między innymi niepozorna silikonowa płytka marki For Your Beauty, która dostępna jest właśnie w tych drogeriach. Płytka dostępna jest w dwóch kolorach- różowym i miętowym, a jej cena bez żadnej promocji wynosi 12,99 zł.

Jak pisałam wyżej, cena jest dość przystępna. Sama nie miałam wcześniej styczności z tego typu produktami, jednak dla porównania, rękawica do mycia pędzli GlamGlove kosztuje 45zł, natomiast brushegg, czyli mini jajeczko, które zakładamy na palec to koszt około 20-30zł. Płytka z For Your Beauty ma z tyłu uchwyt, w który wkładamy na dłoń. Nie gwarantuje nam to braku styczności ręki z wodą, jednak rozwiązanie wydaje się być bardzo praktyczne.

Płytka podzielona jest na 3, a nawet 4 części- pierwsza część, czyli rzadkie wypustki, mają służyć do pierwszego mycia. Druga, czyli wypukłe paski, to część płukająca, natomiast ostatni fragment ma pomagać domyć większe zabrudzenia. Wycięte kształty mają zaś ułatwiać formowanie włosia po myciu. Ja postanowiłam skorzystać z tej myjki, żeby "wyprać" kilka różnych pędzelków- do różu, bronzera, korektora, oczu oraz pędzel, którym wykonuję konturowanie na mokro. Zależało mi na różnorodności, żeby wiedzieć, czy płytka radzi sobie z każdym rodzajem zabrudzeń. By utrudnić jej zadanie, do mycia nie użyłam olejku, tylko delikatniejszy szampon dla dzieci Babydream z Rossmana.

Zaczęłam od zamoczenia płytki oraz włosia pędzli. Minimalną ilością szamponu polałam jej pierwszą część. Kolistymi ruchami poruszałam po niej pędzel obserwując, jak ściekają z niego resztki produktu. W przypadku dużych pędzli, których używałam do produktów suchych (róż, puder, bronzer), wystarczyło następnie skorzystać z drugiej części płytki i dokładnie wypłukać pędzel. 
Mniejsze pędzelki- do oczu i korektora- zdecydowanie lepiej myło się przy pomocy małych ząbków znajdujących się u dołu płytki. Duże wypustki niestety rozczapirzały naturalne włosie pędzelków. Sam proces przebiegał podobnie- szampon wlewałam bezpośrednio na odpowiednią część płytki, wcieram włosie kolistymi ruchami, po czym płuczę pędzelki na środkowym fragmencie. I tutaj produkt zdał swój egzamin.
Jedyny pędzel, którego nie mogłam doczyścić, to pędzel do podkładu, którego ja używam do konturowania mokrymi produktami. Oczywiście, kiedy potraktowałam go olejkiem, wszystko idealnie się domyło, jednak sama płytka z szamponem nie zdała w tym wypadku egzaminu. 
Płytka ma również wycięte kształty, które mają ułatwić ułożenie włosia pędzli po myciu, jednak przyznaję, że dla mnie okazały się one bezużyteczne.

Jaka jest moja opinia na temat tego produktu?
Cena bardzo przystępna, płytka jest praktyczna w użytkowaniu, jej struktura jest przemyślana i bardzo dobrze nadaje się do czyszczenia pędzli. Bardzo ułatwia i przyspiesza ten proces. Jednak należy pamiętać, żeby poza płytką używać też odpowiednich preparatów- ze śladami po podkładach poradzi sobie tylko w połączeniu z olejkami. 
Według mnie naprawdę warto zainwestować dyszkę w ten produkt. Żałować nie będziecie, a naprawdę mycie pędzli okaże się prostsze, szybsze i przyjemniejsze. Jeśli jeszcze jej nie macie, to polujcie, póki jeszcze jest dostępna w Waszym Rossmanie. Szukajcie jej na dziale z pędzlami!

Macie już tę płytkę, używałyście jej? Planujecie jej zakup?  Koniecznie napiszcie, jaka jest Wasza opinia na temat tego typu produktów. Zostawcie też linki do siebie, żebym mogła poczytać Wasze blogi. Zapraszam Was do obserwowania bloga oraz do śledzenia mnie na instagramie >>KLIK<<. Kochani, ze względu na mój wyjazd, przez jakiś czas posty będą pojawiały się mniej regularnie, jednak postaram się nie zwalniać tempa i minimum (!) 2 razy w tygodniu ukaże się nowy post- przyłożę do tego wszelkich starań. Planuję również małe zmiany pod względem szaty graficznej, jednak tego typu przedsięwzięcia podejmę już za jakiś czas po powrocie. Trzymajcie za mnie kciuki, życzcie udanego i owocnego wyjazdu, a relacja na bieżąco oczywiście na insta!
Buziaki i do następnego!
M.

http://instagram.com/maginspires
@maginspires

Golden Rose Matte Lipstick Crayon (matowe pomadki w kredce)- RECENZJA + ULUBIONE KOLORY

Golden Rose Matte Lipstick Crayon (matowe pomadki w kredce)- RECENZJA + ULUBIONE KOLORY
Hej! Dzisiaj mam dla Was już dawno obiecany post odnośnie moich ulubionych pomadek w kredce z Golden Rose. Zwlekałam strasznie, ponieważ z racji wariującej pogody naprawdę ciężko złapać odpowiednie światło, więc jakość dzisiejszych zdjęć może pozostawiać wiele do życzenia. Jednak pozostając w temacie- przejdźmy do recenzji tych oto gagatków.

Matowe pomadki w kredce z Golden Rose aktualnie są dostępne w 21 odcieniach, a gama kolorystyczna regularnie jest poszerzana. Cena jednej kredki to 11,90 zł. Produkt dostaniemy na każdym stoisku Golden Rose (czyli raczej większe miasta, galerie handlowe), w większości internetowych drogerii oraz na stronie producenta.

Jeśli chodzi o formułę, jak sama nazwa wskazuje, powinna ona być matowa- taka też pozostaje. Nie jest to jednak płaski mat, który ściąga i wysusza usta. Raczej są to nawilżające pomadki o matowym, czasem delikatnie satynowym wykończeniu. Na ustach utrzymują się one kilka ładnych godzin (około 6), ładnie się zjadają, a te bardziej naturalne kolory nie wymagają poprawek. Kształt kredki sprawia, że produkt bardzo wygodnie się aplikuje. 

Producent okazał się jednak przebiegły. Żeby cieszyć się kredką na dłuższy czas, czyli po prostu- żeby móc ją zatemperować- jesteśmy zmuszeni dokupić temperówkę Golden Rose, ponieważ kredka nie ma standardowej grubości- jest szersza, przez co niemożliwe jest naostrzenie jej czymkolwiek innym (może nożem). 

 Jeśli chodzi o moje ulubione kolory- numer jeden to zdecydowanie... 18! Czyli idealny kolor nude. Za każdym razem jak mam go na ustach dostaję mnóstwo komplementów. Poleciłam go już kilku osobom i każda wygląda w nim rewelacyjnie. Kolejny ulubieniec to numerek 10, czyli ciemniejszy, brudny róż, lekko wpadający w fiolet, który rewelacyjnie wygląda do makijaży dziennych oraz wieczorowych. 12 to słodki, pudrowy róż, kolor ciepły, pięknie wyglądający z letnim, rozświetlonym makijażem. Numerek 8 to kolejny klasyk, czyli kolor głęboki, jesienny, ani czerwień, ani róż. Dość ciemny, wyraźny. 9 to elegancka, klasyczna, chłodna czerwień, którą każda kobieta powinna mieć w kosmetyczce. 
 Czy warto kupić te pomadki? Oczywiście! Dla mnie jest to produkt idealny- praktyczny, tani, trwały. Mimo matowego nawilżenia nie przesusza ust, a wręcz delikatnie je nawilża. Kolor ładnie się utrzymuje, ściera się dosyć subtelnie. Według mnie kredki warte są każdej wydanej na nie złotówki i jeśli mieliście jakieś wątpliwości- mam nadzieję, że zostały one rozwiane. Moja ocena? 5/5!  Na koniec swatche kolorów (dużo lepszej jakości, niż zdjęcia ust):

Na koniec oczywiście muszę przypomnieć o dzisiejszym meczu, także robimy przerwę od blogowania i kibicujemy Polakom!
Buziaki!
M.

http://instagram.com/maginspires
Follow me! @maginspires

piątek, 17 czerwca 2016

NAJTAŃSZE I NAJLEPSZE DROGERYJNE ROZŚWIETLACZE DO 15ZŁ!

NAJTAŃSZE I NAJLEPSZE DROGERYJNE ROZŚWIETLACZE DO 15ZŁ!
Hej! Dzisiejszy post raczej dla nikogo nie będzie zaskoczeniem. Jeśli interesujecie się tematyką beauty i na bieżąco przeglądacie różne blogi oraz YT, zapewne wiecie, że w drogeriach można znaleźć mnóstwo rozświetlaczy, które jakością i wykończeniem odpowiadają tym wysokopółkowym. Dzisiaj przychodzę do Was z porównaniem 4 produktów, z których najdroższy kosztuje niecałe 15zł. 

Wibo

Diamond Illuminator

Rozświetlacz z Wibo to mój pierwszy rozświetlacz ever. Ma ładny, złoty podton. Jednak na początku naszej przygody miałam z nim problem- dla posiadaczek cery tłustej, tak duże drobinki bardzo odznaczają się na twarzy. Wręcz wyglądają jak brokat. Zdecydowanie, trzeba nakładać go w minimalnych ilościach, a najlepiej na koniec pozbyć się nadmiaru czystym pędzlem. Wg mnie jest to bardziej wieczorowy produkt.

Lovely

Silver Highlighter

Jedyny rozświetlacz w całym zestawieniu, który ma chłodny odcień. Bardziej srebrno- biały kolor według wielu nada się zimą, jednak zwłaszcza osoby blade mogą nosić go przez cały rok. Rozświetlacze Lovely mają mniejsze i mniej widoczne drobinki od produktu z Wibo. Nawet jeśli nałożymy tych produktów zbyt dużo, nie mamy wrażenia brokatu na twarzy. Produkt nada się i na dzień, i na wieczór.

Lovely

Gold Highlighter

Ten produkt znany jest powszechnie jako zamiennik kultowej Mary-Lou Manizer z TheBalm. Podobnie jak poprzednik, ma subtelne drobinki, które nie są "chamsko" widoczne na twarzy, a tworzą dość widoczną taflę o złotym, delikatnie szampańskim, ciepłym tonie. Czy jest tu jeszcze ktoś, kto nie miał tego produktu? Jeśli jednak chodzi o minusy produktów z Lovely, będą to na pewno opakowania. Okrągła nakrętka pęka, przez co rozświetlacz nie ma osłonki, a i sama formuła nie wytrzymała dwugodzinnej podróży w kosmetyczce.

My Secret- Face illuminator powder

Princess Dream

 Po przygodzie z brokatowym rozświetlaczem z Wibo, zdecydowanie odpuściłam sobie nakładanie tego typu produktów na twarz. Moja cera błyszczy się sama z siebie i niespecjalnie miałam ochotę wyglądać jak bożonarodzeniowa choinka. Ten produkt na nowo przywrócił mi wiarę w rozświetlacze. Nie zawiera on ŻADNYCH drobinek, jedynie tworzy na skórze piękną taflę o złotym, szampańskim odcieniu, która pięknie odbija światło, rozświetla skórę i sprawia, że wyglądamy na wypoczęte nawet po zarwanej nocy.  Wierzcie mi, że mając ten produkt nie będziecie chciały wydawać kilkuset złotych na inne rozświetlacze.

A jak to wygląda u Was? Macie swoje ulubione rozświetlacze? A może w ogóle nie lubicie produktów tego typu? Serdecznie zapraszam Was do komentowania posta oraz do obserwacji bloga! Pamiętajcie, że jestem także na instagramie >>KLIK<<. Na koniec porównanie kolorów przy różnej konfiguracji światła:


Do zobaczenia!
M.

 

czwartek, 9 czerwca 2016

Balsam, który zepsuł mi nogi :(

Balsam, który zepsuł mi nogi :(
Hej! Jest mi niezmiernie głupio, że z dnia na dzień jest Was coraz więcej, a ja mam takie braki w blogowaniu. Zrozumcie- sesja. Od kilku tygodni śpię po kilka godzin, cały dzień spędzam albo na uczelni, albo z nosem w książkach. Wczoraj przeprosiłam się z siłownią, dzisiaj przepraszam się z Wami i z blogiem. Mam nadzieję, że nadrobię to, co zaplanowałam na bieżący miesiąc- bardzo proszę Was o wsparcie!

A tymczasem... słów kilka na temat balsamu, który stosuję od dobrych kilku miesięcy. Co prawda, jego ważność wg producenta to tylko pół roku od otwarcia, jednak powinnam mieć jeszcze minimum dwa miesiące. A mowa tu o...........
EVREE MAX REPAIR czyli nawilżający balsam do ciała przeznaczony dla skóry bardzo suchej. Co prawda moja cera jest tłusta, ale skóra na ciele... wręcz atopowa. Muszę balsamować ją nawet kilka razy dziennie, o ile oczywiście akurat mam na to ochotę (a w  tej kwestii bywam prawdziwym leniem). Zazwyczaj stosuję tego typu produkty zaraz po kąpieli. Tak było również tym razem. Wykąpałam się, sięgnęłam po balsam i wtarłam go tylko w nogi (chwała mojemu lenistwu). Po upłynięciu około 30 minut zaczęłam odczuwać swędzenie. Pomyślałam, że pewnie moja skóra jest mocno przesuszona. Sięgnęłam ponownie po balsam i zaczęłam go ponownie wcierać. Tym razem jednak było to nie do wytrzymania. Ponadto zauważyłam, że mam czerwone "placki" na nogach i to one tak swędziały. Skóra mocno się napięła, jak przy "gęsiej skórce" i mimo nałożenia balsamu, była po prostu szorstka. Chwyciłam szybko zwykłe, szare mydło i pod prysznicem zmyłam balsam z nóg. Trochę pomogło, ale spora część produktu zdążyła się wchłonąć, a na moich nogach pojawiły się krosty, wysypka, jakby bąble przypominające poparzenie pokrzywą. Zobaczcie sami:



Dzięki temu, że jednak zmyłam balsam, bąble zniknęły po kilku godzinach, ale czerwone ślady utrzymywały się około dwóch dni. Balsam, który i tak był już na wykończeniu, z hukiem powędrował do śmietnika. Ta sytuacja mocno mnie wystraszyła, ponieważ aktualnie używam balsamu z Evree w wersji białej, mam od nich także olejek do ciała, olejek do twarzy (który uwielbiam i już niestety też się kończy), kremy do rąk, stóp, oliwki do skórek... W ostatnim roku przewaga mojej pielęgnacji to właśnie Evree. Nie wiem, co spowodowało u mnie taką reakcję, dajcie znać, czy Wam również przydarzyło się coś podobnego i w jaki sposób radzicie sobie z podrażnieniami? 
Do zobaczenia już niedługo (bo jeszcze w tym tygodniu!),
M.


środa, 1 czerwca 2016

Najlepsze lekkie podkłady i kremy koloryzujące na lato

Najlepsze lekkie podkłady i kremy koloryzujące na lato
Macie ten problem, że w czasie upałów Wasz ulubiony podkład średnio się sprawdza? Waży, spływa lub po prostu jest za ciężki? Dzisiaj mam dla Was kilka propozycji prosto z Rossmana, które świetnie sprawdzą się na ten letni czas. Będzie kilka podkładów, krem BB oraz CC. Zapraszam dalej! 
Najbardziej uniwersalny produkt, który według mnie sprawdza się o każdej porze roku to BOURJOIS- HEALTHY MIX. Ten podkład jest lekki, nie obciąża cery, krycie ma słabe w stronę średniego, jednak spokojnie można je budować i uzyskać praktycznie nieskazitelny efekt. Sprawdzi się u tych, którzy mają cerę suchą, jednak przy mojej tłustej również utrzymuje się cały dzień i nie ściera (oczywiście wcześniej jest przypudrowany).  Produkty healthy mix mają żółte podtony, sprawdzają się do opalonej skóry. Należy jednak pamiętać, żeby ten podkład przypudrować, niezależnie, czy macie suchą, czy tłustą cerę, ponieważ ma on lekko lepkie wykończenie. 

Kolejny podkład przeznaczony raczej dla posiadaczek cery suchej to RIMMEL- WAKE ME UP. Jeśli chodzi o te preferencje, nie jest to kwestia schodzenia z twarzy itp. Chodzi po prostu o to, że ten akurat podkład ma w sobie wyraźne drobinki, które w przypadku cery tłustej, błyszczącej się tak czy siak, nie są pożądane. Jak ja sobie z tym radzę? Zanim używam tego produktu, delikatnie nim potrząsam. I oczywiście rezygnuję z rozświetlacza. Musicie jednak uważać, ponieważ na zdjęciu widzicie najjaśniejszy podkład z całej gamy kolorystycznej, który jest  jednak dosyć ciemny. Osoby blade powinny się do niego delikatnie opalić, chociaż, jeśli nakładamy go palcami, kolor ładnie stapia się z kolorem cery. Sam w sobie podkład jest lekki, średnio kryjący i ładnie wygląda w słońcu.

 
Kolejna propozycja ode mnie to MAYBELLINE- AFFINIMAT. W ubiegłe wakacje pracowałam jako kelnerka i wierzcie mi, nie było łatwo biegać w upale między stolikami przez 12 godzin z nieskazitelnym makijażem. Wybrałam ten podkład, który był lekki, delikatnie zmatowił cerę i nie ścierał się z twarzy. Jeśli chodzi o krycie, jest ono raczej słabe lub przy dwóch warstwach- średnie. Ten produkt zdecydowanie odradzam osobom z cerą tłustą, ponieważ ma on w składzie alkohol, który dodatkowo może przesuszać. Sprawdzi się jednak dla tych z Was, które borykają się z niedoskonałościami.

Jeśli jednak w lecie chcecie zrezygnować z podkładów na rzecz kremów koloryzujących, mogę polecić Wam najlepszy krem CC, jaki kiedykolwiek miałam, czyli BOURJOIS- 1 2 3  PERFECT CC CREAM
który dzięki trzem pigmentom w składzie niweluje wszelkie niedoskonałości cery. Jest to najlepszy podkład (a w zasadzie krem) na lato- lekki, doskonale wyrównuje koloryt cery, ma żółte podtony, delikatnie rozświetla, wygląda naturalnie, nie wchodzi w zmarszczki mimiczne oraz nie podkreśla suchych skórek. Wiele kobiet stosuje go zamiast podkładu przez cały rok. Jedyny minus w tym przypadku to opakowanie, które przez ciekłą konsystencję kremu często się brudzi. 

 
Dwie ostatnie propozycje to kremy BB, które kosztują mniej niż 20zł. Pierwszy, to KREM BB Z UNDER20, który co prawda u mnie się nie sprawdza, ale moje koleżanki, które nie mają aż tak tłustej cery bardzo sobie go chwalą. Krem faktycznie lekko wyrównuje koloryt, jest leciutki, tani, nie zapycha. Niestety u mnie, ze względu na nadmiar wydzielanego sebum, szybko ściera się z twarzy.
Posiadaczkom mieszanej i tłustej cery zdecydowanie bardziej polecam GARNIER- BB CREAM MIRACLE SKIN PERFECTOR- lekki krem, który idealnie wyrównuje koloryt skóry, przy tym nie ściera się przez cały dzień, nawet podczas upałów. Ma lekką konsystencję, jest bardzo, baaardzo wydajny, chociaż przyznaję, że trzeba go delikatnie przypudrować. Jeśli nie chcecie wydawać pieniędzy na "wakacyjny podkład", zwróćcie uwagę na te dwa produkty :) 

Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że niektóre z Was używają tych samych produktów do twarzy przez cały rok. Ta tendencja zwłaszcza przejawia się u użytkowniczek bardzo mocnych podkładów typu Revlon Colorstay. Pamiętajcie jednak, że w czasie upałów, cera wydziela więcej sebum, męczy się pod ciężkimi produktami oraz ma tendencje do zapychania.

Miałyście kiedyś któryś z zaproponowanych przeze mnie produktów? Co o nich myślicie? Może macie swoje propozycje? Koniecznie napiszcie, czy w upały zmieniacie nie tylko pielęgnację, ale i tendencje makijażowe oraz zostawcie linki do swoich blogów, które chętnie poczytam. Zapraszam Was również ma mojego blogowego instagrama, gdzie będziecie ze mną na bieżąco! Jak mijają Wam wakacje? Skompletowałyście już wyjazdową kosmetyczkę? Może polecicie mi jakieś produkty na wyjazd?
Pozdrawiam Was serdecznie i do zobaczenia niedługo!
Buziaki,
M.
http://maginspires.blogspot.com
@maginspires
Copyright © 2016 MagInspires Beauty Blog , Blogger